[1] W pierwszy dzień wiosny biegłem przez las, podczas treningu do półmaratonu Dobiegły z krzaków mi skowyty psa, więc się zatrzymałem, by spojrzeć, czy pomóc Dobrze, że noszę ze sobą gaz, bo chyba nie po kolei miał w głowie Jak się zbliżyłem, podrapał mi twarz, dostał pieprzówką i uciekłem w porę Już cztery noce nie mogę spać, wymioty, dreszcze z gorączką Zastrzyk na wściekliznę lekarz mi dał, na L4 muszę odpocząć Może to covid, choć nie wiem jak, skóra mnie swędzi jakbym miał ospę I zamiast stracić węchu a smak, wszystko odczuwam jakby w chuj mocniej Siedzę w oknie, biorę wdech, mam zmysły wyostrzone niczym sierp Ze stu metrów czuję w śmietniku pleśń, słyszę z bloku obok czyiś śmiech Co mi jest? Wciąż chcę jеść, ciągnie mnie do surowych mięs Krążę po kawalercе jak sęp, a w nocy zaczynam widzieć jak w dzień Niczym pies wącham pod drzwiami, czuję, że sąsiadka dostała okres Zacząłem unikać kolegów z pracy i większość czasu spędzam samotnie Z czwartku na piątek też dziwna sprawa, bo był otwarty balkon na oścież Wszystko musiałem oddać do prania, bo miałem brudną od błota pościel
[Ref] Kły niczym sople lśnią w blasku księżyca Czuję jak rośnie we mnie zwierzęca dzicz Dzisiaj znów nikt w nocy wrzasków nie słyszał W poszukiwaniu mięsa węszę jak psy Czuję sierść, zły wpływ księżyca Czuję sierść, zły wpływ księżyca Czuję sierść, zły wpływ księżyca Czuję sierść, zły wpływ księżyca
[2] Budzę się rano, urwany film, co to za miejsce, co to za strych Głowa mi pęka, los ze mnie drwi, znowu to samo, nie mam już sił W żołądku strach jak gniazdo żmij, do oczu znów napływają łzy Ściany pokryte śladami krwi, ponownie wczoraj śnił mi się wilk Mam na sobie strzępy ubrań, znów cuchnę jak mokry pies Znów mnie bolą zęby, kurwa, błagam powiedz co mi jest Wokół leżą jakieś szczątki, jakby ktoś na minę wszedł Znajduję w kieszeni spodni bliżej nieokreślony mięsny strzęp Wyczuwam śmierć, drażni mi nozdrza, paniczne myśli się staram odganiać Muszę stąd uciec, do domu się dostać, cicho jak mysz przemykam po bramach Modlę się, błagam, niech cały ten koszmar w końcu się skończy, chcę żyć jak kiedyś A znów mówili dziś w wiadomościach, że po mieście nocą poluje drapieżnik Znów znaleźli ciało w krzakach, pokazują krwawą sieczkę Rzecznik policji zakłada, że to był wygłodniały wilk lub niedźwiedź Labradory gubią zapach, wszystkie służby tropią bestię Mówią, że przemieszcza się po dachach, a ja zastanawiam się, kim jestem
[Ref] Kły niczym sople lśnią w blasku księżyca...
[3] Czytałem o likantropii i wkładałem to między bajki Brzmiało to jak bujdy, mrzonki, podobnie jak duch, czy wampir Zacząłem we wszystko wątpić, co jeśli to było prawdą? Sam nie wiem, czy byłbym zdolny wgryźć się komuś z głodu w gardło Psy na mnie warczą, kiedy je mijam, pewnie rozsiewam zwierzęcą woń Zawsze do ust napływa mi ślina, jak zakupy z rzeźnika nasiąkną krwią Wczorajsza noc była okropna, znalazłem pod biurkiem urwaną dłoń Coś ją odgryzło w okolicy łokcia, a zegarek nadgarstka trzymał się wciąż Wciąż czuję głód, wciąż fantazjuję o zatapianiu w zwierzynie kłów Mam myśli ciemniejsze niż nów, leżę pod łóżkiem zwinięty jak płód Znów rano rozmywam z siebie czerwień, wszystko, co pamiętam, to sny na jawie Pocięte urywki, ktoś krzyczy i biegnie, a ja rozrywam ich ciała jak papier Rzuciłem pracę, zmieniam mieszkanie, z dnia na dzień ruszam na gigant Wiem, że policja w końcu mnie złapie, lecz póki co w mroku znikam jak strzyga Przyznam ci jedno, mam w sobie bestię co czasem się karmi krwią ludzi Lecz Rolex spod biurka noszę na ręce i chyba zaczynam to lubić
[Ref] Kły niczym sople lśnią w blasku księżyca..Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.