[Słoniu] Raz nie bo niełatwym torem życia wciąż kroczę Jak po śladach na piasku, który wciąż wieje w oczy W proroczym śnie, gdzie nie wszystko się iści A kolejny wymarły gatunek optymiści Przelane myśli, jak przelane potu morze Skrapiające trud perspektyw w dobrym kolorze To wiara w sens pobudek siódma rano ta I nadzieja w sercu do siódmej następnego dnia Niepoprawny na drugie tak przez życie ochrzczony Przez nieprzystosowanie jak dar z dumą noszony I nierzadko piętnowany przez resztę społeczności Podcinającej skrzydła ambitnej odmienności Szarości smug co przesłania im oczy Gdy z wygasłym wzorkiem chłopak na krawędzi kroczy I w zmowie milczenia gdy potrzebne jedno słowowo Wzniecające do życia, płomień w sercu na nowo Po raz trzeci nie bo ja nigdy nie przestanę Być takim jakim jestem i brnąć w nieznane Zawiłym torem kreślonym dłoniom przeszłości Na białej karcie dwóch stron osobowości Prawdziwego oblicza dzień za dniem tego miasta Ludzi i losu co profitem nie szasta Gdy poziom nerwów wzrasta jak zmrok zapada Trzyrazynie siedem sprawdź to łez brygada
[Stopczyk] Trzyrazynie, nie z nami te numery bruner Nie do sprzedania za fortunę Obetnij w krzywym zwierciadle odbicie Widzisz portfel, skrycie płaczesz nad całym życiem Ja mam konkret, bo jestem szczęśliwy A co by było gdyby, nie wiem Nie poprawny i kawał skurwysyna tak jak Siwy Ale sam znam siebie, Stopa trzynasty z parszywych I ostatni sprawiedliwy na pohybel kosmopolitom Jak Dagome nie dam się zatrzymać Słowa bronię do ostatniej krwi, oni mówią "Stopek wariacie" I wielu drwi ale mam swoich na poparcie Ze Słoniem ramię w ramię bo ja o nim jak o bracie Choć od dzieciaka wychowani w innej chacie A Stopczyk niedościgniony w jednym temacie Jak skręcić batona na czas, sprawdź się Niepoprawny i tak nie ugrzecznicie mnie Nie widzialny to sztuka jak kamuflować się Nie do sprzedania bo nikt nie kupi mnie Trzyrazynie no to nara nie
[Tektyw] Nieśmiertelny, z tym mogę się zgodzić Dusza w muzyce, czuję więc piszę Uwięziony we własnym ciele jakiś czas w życiorysie Stoję na czele tego co mnie otacza Wyczuwam presję każdego słuchacza Co robię wieczne będzie grać w odtwarzaczach Bez przerwy dlatego Tektyw czuję się nieśmiertelny Trzryrazynie Tektyw-ken niewidzialny Dla tych co widzą mnie takim jakim być nie chcę Myślę więc jestem nie ma mnie dla tych i nigdy nie będzie Słyszeć znaczy widzieć tą kwestię Tektyw-ken Jebać resztę pacjentów co źle mi życzą Sztuka miejski kamuflaż nie widzą obraz czarny Dlatego Tektyw czuję się niewidzialny Lecz odsłania kawałek, który nie wszyscy słyszą Nie do sprzedania razy tyisąc, sto, żadne kwoty Nie zamienią słów bo co brak ci floty Nie, tylko to są te rzeczy gdzie nie liczą się banknoty I nie będę tańczyć nie jak mi zagrają Będę grać a zatańczą ci którzy słuchają Trzyrazynie chłopaki nigdy się nie sprzedają Ale znają to coś co uważasz za słabość Ty, to łzy, tylko zazdrość Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.