Wiszę nad miastem niczym helikopter Na dole szarpie pośpiech Wszyscy rachują tak jak Mos Def I widzę dół co wygląda niczym lej po bombie Spędziłeś w nim dni, dni kleiły się w miesiące W oczach kolegów distroy maluje … Upierd* wszyscy tutaj niczym Kreuzberg Miejscu w którym talent pogrzebać najprościej jest W jakich barwach nabazgrzesz swój autoportret
Wiszę nad miastem Tak jak benzopiren Płynie życie Przez te zatłoczone pięciolinie Zatrute myśli nam pompują jak przez wenflon w żyle Bijemy grabę temu co tu mieszka piętro niżej
I dale wiszę Bez ruchu niczym katatonik I patrzę jak się leci na pysk …. Choć mógłbym nie wiem Gdzieś się z żoną gubić w Katalonii Bez paranoi Wśród tych, których nie da się zastąpić
wiszę się ponad przyziemny chaos Ponad bloki szare Choć chcieli bym zawisnął na płozach Jako Mar Suares Zbyt długo utykałem w tej chorej społecznej fobii Budziłem się spadając, jak Kobe Tu szumowiny pragną Bym nogi łamał na prostej By wszystko co nawinę uzyskało status lost tapes Za linią wroga i setnym spalonym mostem Jesteś sam jak Tim Robins w Shawshank Życie jest couchem
Wiszę nad miastem jak dron znów jestem nieuchwytny jak pieprzony teflon ... i choć gra mnie czasem męczy już walczę o lepszy lądowałem awaryjnie, nie wiem który to fake news już Nie dajesz od siebie nic nie oczekuj diamentów wzbogać się albo giń w tej dolinie szczurów i sępów mój lot bez turbulencji mimo momentów zwątpienia mój flow to helikopter nawet ten szacun podziemia
Wiszę nad miastem jak te kołujące mewy pode mną korki, dachy, kominów wyziewy cały czas trwonią spadek Adama i Ewy a ten las, znów powycinali starodrzewy gdzieś kieły węszą krzewy omijam serie śpiewy po lepsze zamazane krajobrazy chce mi się wyć ciągle chce mi się żyć i chce mi się być jak raz dwa trzy trudno jest w nic nie wierzyć wiszę nad miastem jak ta pandemiczna beznadzieja gdzie władza szczuje na uchodźcę, robi wroga z geja a potem z Ciebie i mnie trwa nienawiści epopeja pociąg już przejechał lecz zamknięty przejazd wciąż wiszę nad miastem jak ten black houk ponad ławicą znak wojny napędzany wściekłą ludzką kurwicą złowrogi wektor obrany ludzie wciąż nie widzą wolne słowo płynie lekko ponad ulicą
w oddali czuć podmuch śmigła, widoki igła domy tak na oko jak soli szczypta powietrze brzytwa na betonie trwa gonitwa o stołki bitwa, maska chytra przeważnie wytrwa czas stanął w miejscu stłukła się klepsydra kolory społeczeństwa pochłonął miejski witraż o boków koryta gdzie kołyszą Twoje włosy wiatrem przyciągasz mnie swoim pięknem tak jak Tatry bywam uparty barki obite jak gokarty wiszę chłonąc ciszę, przeglądam slajdy nauka jest kluczem, umysł gromadzi gigabajty kostucha czyha na wypracowane życia pajdy powoli się podciągam odkurzam szczęścia barwy idę po swoje, omijam nieprzychylne larwy te zrozum to nie autoportret samotnika zawieszony zerkam bajzel zawsze wciąga moja łychaTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.