Pierwszy dzień reszty mojego życia Nie będę ze strachu krzyczał Z radości skakał, ani ze szczęścia płakał Tylko zawzięcie tachał Na szczyt swój głaz zanim skończy się czas Zanim mój czas przeminie I słuch o mnie zaginie Niech wypłynie to co siedzi w Marcinie Stawiam kroki z wyczuciem jak bym szedł po linie I trzymał naczynie pełne wody Pokonuje chodniki, ulice i schody Zawsze zacieram ślady Niszczę dowody i usuwam poszlaki Możesz węszyć, pokaż co potrafisz Ale krew cię zaleje bo na mnie nie trafisz Po prostu (po prostu) moje gówno śmierdzi po bródnowsku Prosto z Bródna, nie prosto z mostu Prosto w uszy karci po ojcowsku Weź się wyprostuj, w górę czoło (w górę czoło) Dłonie połącz w modlitwie Pięści zaciśnij w bitwie I tylko wygrana, remis odpada, a każda przegrana To jakby omsknął się twój głaz, który pchasz I zaczynasz jeszcze raz
Pierwszy dzień, o pierwszy dzień reszty mojego życia Po raz pierwszy kiedy wyszedłem z ukrycia Kiedy złapałem pierwszy samodzielny oddech, łapie wdech Kiedy dowiedziałem się, że (że) Jeszcze mam parę szczytów do zdobycia Nie myślałem o tym kiedy będzie ostatni dzień mojego życia Kiedy usłyszałem, że (że) Szczęście daje uśmiech na twarzy Kiedy dowiedziałem się, że (że) Człowiek potrafi marzyć Kiedy dostałem imię dostałem wielką moc I dlatego nie zaginę Kiedy w waszych myślach będę siedział Kiedy będę w waszych myślach słyszał Co się wypowiedział (co) Wtedy powiem, tu dorastałem Tu się śmiałem, tu płakałem Tutaj się nie przejmowałem Wtedy powiem, tu dorastałem Tu się śmiałem, tu płakałem Tutaj się nie przejmowałem
Ref: x2 Nie w każdej muszli słychać morze Często widzę przyszłość w ciemnym kolorze Ale czy muruje w domu, czy parkuje na dworze Wierze tylko w ciebie Boże, tylko w ciebie Boże
Pierwszy dzień reszty mojego życia Skitram to co mam do ukrycia Nabije co mam do nabicia Na moje słowa nie dostaniesz pokrycia Bo go nie potrzeba Wątpliwości możesz pogrzebać Siwy z Bródna, swojaków nie sprzeda A ty Siwego nie kupisz bo się nie da Dalej toczę swój kamień gdy dopada mnie bieda Czy w kiermanie się przelewa Ja go toczę jak trzeba (jak trzeba) Idę i śpiewam pod nosem Nie godzę się z losem Kombinuje nad sztosem Często nie śmierdzę groszem (proszę cię) Czysty zysk z brudnej roboty To czasem kłopoty Lub parę złoty można przytulić Albo można się zamulić W marzeniach o robieniu fortuny z dnia na dzień Ale wsadź sobie w buty ten badziew, będziesz wyższy Zanim sam się zniszczysz (i nie zostanie nic prócz zgliszczy) Tylko żal i wstyd, weź pchnij ten głaz na szczyt
Kiedy poznałem smak życia od prawdziwej strony Kiedy poznałem jak smakują najlepsze batony Kiedy poznałem znaczenie mamony Wtedy wylałem to wszystko z mojej głowy Kiedy bańka się napełnia powstaje nowa historia I marzenie się spełnia, kiedy bańka pęka Ty się nie spostrzegasz, a ja celu dosięgam I kiedy się żegnam wchodzę na szczyt To jest mój lepszy byt i jest git (git) Wtedy powiem tu dorastałem Tu rymowałem, tu czekałem
Ref: x2 Nie w każdej muszli słychać morze Często widzę przyszłość w ciemnym kolorze Ale czy muruje w domu, czy parkuje na dworze Wierze tylko w ciebie Boże, tylko w ciebie Boże
Tylko, tylko w ciebie BożeTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.