[1. Sebsmatazz] Daje na luz nie tylko w aucie Ludzi mam gdzieś, mylą mnie z Charlsem Jak Bukowski na alko i dupy mam zawsze Venice Beach ma moc co, nie myśl, idź, samotność Tym bardziej, gdy kobieta Twego życia ma rację Mam Becce córkę i bekę w kurwę Gdy palę splifa z łysym durniem - onanistą kumplem Braci się nie traci, a siostry czasem Blowjob, handjob, CV roszczeń nim znajdą pracę Ulubione danie dam to danie dupy Oblizuje talerz dla niej sam, potem wracam skuty Do domu, home sweet home, L.A, New York Nie ma miejsca jak on, Karen tylko z nią nie mogę dojść Do porozumienia, chcę po rozum biegać do głowy Go tam nie ma, gdy jestem gotowy się zmieniać, sorry Becca rośnie, ojciec, obok książek leżą dolce na Porsche i melanż Wpadłaś mi w oko, ja wszystko widzę mała Nie uważam na to czego pragnę, pragne jak uważam Ukryty w mieście krzyk w formie porno obłudy Kalifornie da się lubić, czytał Hank Moody
[Refren] Postacie z TV, bohaterowie w roli życia znów Żyjemy nimi od stóp do głów, od stóp do głów Postacie z TV, bohaterowie w roli życia znów Żyjemy nimi od stóp do głów, od stóp do głów
[2. Matys] Ta noc to jest ta noc, tylko narzędzia i ja Dziś mogę wszystko, jak Sokół lepiej nie kładź się spać Obserwowałem cie od dawna, znam Cię lepiej niż Ty sam Za kilka godzin w końcu spotkamy się twarzą w twarz Nie jestem zły, to moja natura płata wciąż figle Dzisiaj nie ja, a mroczny pasażer do ciebie przyjdzie Mam głęboko w sobie przeszłość i jej nie wyrzucę Zapomniałem uczuć i teraz znów się ich uczę Posiadam kodeks jak White House, dał mi go ojciec I dzięki temu wiem co jest złe, a co jest gorsze Nie błagaj mnie o litość, nie płacz, nie pytaj czemu Dziś dołączysz nareszcie do grona moich trofeów Patrzę przez okno, Słonće na krwistym niebie zachodzi Przypominam sobie dzień moich prawdziwych narodziń Spójrz na zdjęcie, jest precyzyjne jak moje cięcie I po części podzielę na części dziś twoje szczęście
[Refren]
[3. Zeus] Kochałem te zachody Słońca, dziś budzą lęk Myślę o pancernych roletach na oknach ryglując je Kto wie, dzisiejszej nocy wreszcie wyczują mnie tamci Żyję tu oszukując się, że zatrzymują ich zamki Kto chce tak żyć, cały świat mieć dla siebie Gdy w okół nikt nawet nie trąci cię przed sklepem ramieniem Jestem jak Shrek w mieście, gdzie śmierć mnie tylko czeka A mimo wszystko w to, że znajdę lek nadal wierzę jak dzieciak Mogła mnie zabić epidemia jak reszte Nie musiałbym przynajmniej teraz szwędać się sam po mieście Patrząc na siebie, siebie w odbiciu w witrynie Codzień walczącego z szaleństwem co się czai w rutynie Nie mam pojęcia czym jest życie już, a czym jest śmierć Bo widzę znów te żywe trupy co chcą tylko jeść Chcieliśmy zmienić bieg natury, pewni swojej wiedzy Legły legendy, a przeżył doktor Robert Neville
[Refren]Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.