[Zwrotka 1] Gadają, że się sprzedałem, racja, gdzieś w opakowaniu śpię Idę z moim światem przeciw temu światu Rzeczywistość się pierdoli, dosłownie jebie w oczach się Łzy już bez kontroli, wcale nie chcę tego dobra Twego, ratuj Nie potrafię być normalnym, tak na serio i na pokaz, maniuś A doktorzy rozkminiają czemu nie chcę się otworzyć – zgaduj Pijak stoi, skończ pierdolić, nie mów mi o moich oczach Jak mam się poskładać? Odpowiedź na pytania to jebana nieprawda Kolega już nie pije, bo nie żyje od dawna Z góry do dołu widzę, jak biegasz w stroju klauna Wiem, zdrowie czyje, jazda Co poza tym? Co poza tym? Co poza tym? Nie wiem czy jestem młody i bogaty Bo mam tylko chwile i widziałem już lepsze czasy Pojedyncza Cola i podwójne czegoś co ma mnie obalić Tylko tak stanę na nogach bo jestem paradoksalny Nie mów ziomal, jesteś fajny I tak rozejdę się po łokciach, i tak rozejdą się na chaty Będę musiał zostać, pokój jeszcze będzie zadymiony po was Jesteśmy tacy jacy się czujemy, kiedy zostajemy sami Nie wiem co tam Widziałem jak rzygały pod siebie elity, raz rzygałem z nimi Raz się tylko śmiałem To szminka na niedopałku damy, czy ktoś dostał krwawił? I z ostatnim szlugiem nie mógł się odnaleźć? Idę na spacer stąd, jestem chudy, już nie łysy, pieprzyć, no i co? Sam masz tyle do ulicy, co Ci piękni Backstreet Boys Jak myślisz, że hajs coś pomoże Ci tu ulżyć To wymieniasz Żubry na Pilsery do poduszki Bolą mnie uszy od słuchania samego siebie Tworzą mnie niekonsekwencje chcące się wydostać z puszki Czasem nie wierze, że odmienię jakieś losy ludzi W nocy nie mogę zasnąć, a rano się nie chcę budzić
Taki jak to miasto, więc nie wiem jaki jestem Gdzie jest moje miejsce, ile w nim spędzę Jak fart się wyczerpie, to go kurwa podładuje jak baterię Zimne whisky się poleje, gdzieś tam w lesie Zamiast krwi, która dziś zostanie we mnie Bo ze śmiercią zrobię toast, za to co nam obojętne Jedziesz mi jak mędrzec, a ja chcę jechać jak Bentley I pytasz mnie jeszcze, nie mówię nic więcej Im bardziej jestem wszędzie, tym bardziej jestem nigdzie Wiecznie podtrzymuje bombę, moje ramiona są silne Stos brudnych liter, ludzie biorą je do klitek Bo są ordynarne, ale nigdy nie umyte Nie trafiam precyzyjnie, bo za dużo wypiłem Upadam, a ludzie robią rezolutną minę Życia twister, ręka idzie na szyje I wstaje, a ludzie dalej robią rezolutną minę Choć wcześniej wcale nie wierzyli w moją siłę Jak mieli to zrobić, skoro sam w to nie wierzyłem? Dziś tak długo idę, że chyba już biegnę Tak długo biegnę, że już chyba w tym siedzę, mam chwilę Zostawić coś więcej niż napis w rejestrze Niż farbę na ścianie przed wejściem Sam wiesz najlepiej!
[Refren x2] Jak płaszcz podziurawiony, nic wielkiego, trochę szmat Jak twarz gdy ktoś zraniony dziś usłyszy jedną z prawd Silnik wypalony, może tylko z boku stać Tak zużywamy głowy, zużywamy głowy I nie można nic zrobić, trzeba życie takim brać Choć ciężko się pogodzić, ciężko się pogodzić Czujesz niemoc, wiem to, łatwo złapać depresyjny stan Tak zużywamy głowy, zużywamy głowyTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.