Niby ci twardzi i zimni wciąż zwroty o tym piszą dziś, że chcą być jak Steve Austin, a jedynie jest tu łyso im. Gdzie gości garstka wchodzi pod te bity tu jak chce, resztę jakiś hip-hop, Hustla* się rządzi jak Triple H. Wpadam na track, biorę tych łachów od razu na punch, całą tą drogę po victory i pas, chciałem namieszać tak jak CM Punk, i zrobiłem to, się udało strzelić, ziom, mój rap, przylecieli nim wykręciłem Walls of Jericho.
Kosztuje mnie sporo, ta kariera taka droga, większość mówi "sorry John, ale c(C)ena za wysoka", matka nie widzi mnie wciąż, kiedy zdzieram tu ten wokal, gdy zarobię z tego sos może w końcu się przekona. Puszczam to jak ESC, chcą mnie zabić, WWE, za to że chce USA kłaść na maty, DDT. Widzę to podziemie w tle, wciskają tu w glebę mnie, ale nie odklepie nie, prędzej sędzia przerwie grę.
Skasuj wszystkie moje zwrotki, zaczynamy nowy etap, skończyły się półśrodki, czas wykręcić tu suplexa. Boli głowa cię gdy na nią spada punch, ciosy zamieniam na słowa, ty stań z boku i walcz. Słyszysz wrzask, teraz patrz, właśnie spełniam złoty sen, każdy z was jeden raz miliard zbić by chciał (Vince McMahon). Gra jest hojna, dziś to prawda - jest Money In The Bank, oponentów wielu do drabiny rap gry tutaj lgnie.
Życie to Royal Rumble, wszyscy na macie ci życzą źle, jak cię widzą ,tak cię piszą, na co liczą licho wie. Pora na finisher - głośno krzyczy, aż usłyszą mnie, takie życie, możesz zacząć już odliczanie. Kładę ich na dechy, błyszcząc tu jak Goldust, gra mnie tylko śmieszy jak od zawsze Cobra Strike. Chcesz to przebić synu, a już Cię przestrzeliłem magazynek, mam na tylu szaraków (Kowalski Killer).
I ja i ten bit to jak Brothers Of Destruction, podwójnie kopię styl, kiedy jestem znowu w akcji, nie podskoczysz mi, suko mów mi Great Khali, sięgasz mi do pasa jedyne co możesz, to ssać mi. Od razu gdy tu wszedłem odjebałem Big Show, teraz już tu trochę jestem - gdzie jest moje Peep Show? Do siebie miej pretensje a nie do mnie, pizdo, że cię zjadam jednym wersem niczym Eldo Pis Joł.
Działamy w tag teamie jak pierdolone Legacy, nazwij to ewolucją - Evolution pewnie też znasz i dziś przeciwnicy jadowici są jak Żmija tylko po co, jak Viper przyśpieszam na bitach, zwyciężam (Randy Orton). Idziemy tak, to szach i mat, nie jeden brat pójdzie za mną, poczułem smak wygranej, fakt, to już nie żart, wytaczam działo. Zajmuje pole position, spycham ich na brzeg, emeryci siedzą w domach, porzucili grę.
Teraz zgrywa pod maską brudy, zgrywa kogoś tu, na pewno, ziom, i mimo swojej próby nie będziesz Rey'em Mysterio. Idę w ciemno i właśnie zawsze walczę, charakterność dała szansę, niczym walizka z kontraktem. W grze jestem, jeszcze więcej tu dokonać chcę, ty mów mi Undertaker, bo już nigdy nie pokonasz mnie, nie. Jadę na kodach, aż z łatwością przejdę grę, wykrzykując tobie, że "it's time to play the game"
Kiedy wy mówicie Hulk, ja mówię Hogan, wjadę z buta, łaką w twarz, dla nich rap to droga krzyżowa, wolą chować głowę w piach, a ja prawdę między słowa, daje z siebie zawsze max, nie będę się patyczkował. Obrócę ich świat do góry nogami, nagle nie zorientują się nawet, taki ze mnie Piledriver. Może w innym świecie śpiewa dla nich pani panów, w moim oni sami, kiedy lecą tu głowami na dół.
Inni chcą zabierać głos, ale nie wiem po co są, winni swych porażek komentatorzy tych zwycięstw (Michael Cole). On dobija mnie, ale podnoszę łokieć w ciemno, chwila egzekucji, spada na ich twarz People's Elbow. Determinacje jak The Rock, z full-time tak jak Gaspard Shad, nie chodzi o 3W brat chodzi mi o Cryme Tyme. W blaskach flashy wbija tych skilli pirania, mój przeciwnik leży, chwila, przecież to już WrestleMania, nara.
THE ROCK HAS COME BACK !
*chodzi o Johna CenęTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.