Powieki przymykam, a oczy jak klej drewnem tekowym barwione, dotykam na oślep sukienki jej tej części po drugiej stronie, W ustach landrynki, a w głowie tlen, jaszczurką są moje dłonie, wślizgują się niczym przyjemny sen, jak nitka zszywają skronie
A czasem kiedy noc się dłuży, w beznadziejności kałuży, papieros znużonym tonem to dźwięk wydany klaksonem...
Porannej kawy filiżanką jest, najlepszym pokazem sezonu, wypełniam ostatni w życiu test, to klucz do jej zamka sezamu, Jestem kiperem, a ciało jej to festiwal wykwintnej kuchni, pierwszy dzień, resztę życia wlewam do szklanki wypełniając jej pustki, Pod semaforem swoim kucam dziś, czekając na lepsze zdrowie, Rozbrajam noce i dnia zawiść moje plany są ciągle w budowie, ale w końcu musi nadejść sens i ten dzień i jego dźwięk jak Biblia, koszmary zdejmą z moich rzęs, skończy się moja perfidia,
A czasem kiedy noc się dłuży, w beznadziejności kałuży, papieros znużonym tonem, jak dźwięk wydany klaksonem...
Przypomina mi kwiat słonecznika, przy którym się w uśmiechu znika, który zawsze wędruje za słońcem, po horyzont zwany świata końcem, i chociaż tekst brzmi infantylnie to podaję go szczerze, dożylnie, Ja jestem słonecznikiem na łące, ona słonecznika słońcem...Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.