To był chłopak z miasta, piętnaście wiosen liczył. Charakter miał łagodny, lecz nie znał się na niczym. Kraj w płomieniach stanął, zabrali go do walki. Wręczyli mu karabin niewiadomej marki.
Otrzymał pierwszy rozkaz, rozstrzelaj tego jeńca. Dla wielu sprawa prosta, lecz głowa tu dziecięca. Spojrzał w oczy wroga, stał przed nim rozbrojony. Nie oddał strzału bał się, został wypuszczony.
Taki urok wojny, litości żadnej nie zna, za sobą setki ofiar, w krwi skąpanych miesza. Tam śmierć zabiera ludzi, i niszczy setki rodzin, dopóki nie ich wojna jej kosy nie uszkodzi.
Z karabinem na ramieniu z okopu ruszył śmiało. Świsnęła jedna z kul rozrywając ciało. Dostrzegł tylko wroga, który oddał strzały. Miał karabin wielki, ciężki, okazały.
Twarz już niewyraźna, mocno wyczerpana, lecz kurtka jego od krwi cała umazana. Po niej poznał tego, co mu życie zabrał, to ten który przeżył, gdy mu palec zadrżał.
Taki urok wojny, litości żadnej nie zna, za sobą setki ofiar, w krwi skąpanych miesza. Tam śmierć zabiera ludzi, i niszczy setki rodzin, dopóki nie ich wojna jej kosy nie uszkodzi.
Taki urok wojny, litości żadnej nie zna, za sobą setki ofiar, w krwi skąpanych miesza. Tam śmierć zabiera ludzi, i niszczy setki rodzin, dopóki nie ich wojna jej kosy nie uszkodzi.
To był chłopak z miasta, piętnaście wiosen liczył. Charakter miał łagodny, lecz nie znał się na niczym.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.