Żyję wśród traw Żyję wśród traw Co gasną po zmroku By znowu oszaleć Zielenią bez dna Zielenią bez dna
Przed południem został mi tylko wstyd W cieniu brudnych dni poczułem wstręt Z braku moralności znikną sny Jak konfrsjonał chłonę własny grzech
Chowam w sobie prawdę wśród nagich słów Usuwam z głowy wiarę nie chcę jej tu Z braku moralności rośnie stos Przez martwe trzewia płonie niemy śmiech
Żyję wśród traw Żyję wśród traw Co gasną po zmroku By znowu oszaleć
Jak dzień przechodzony od blasku do świtu Buduję moralność na skraju mych słów Zbyt długo skrywana bezmyślność istnienia Czatuje uważnie w bliskości mych snów
Zanurzam się w cichym bezkształcie wymiarów Dwuznacznie tłumacząc swój stan Moralność to tylko bezsilna nadzieja Bo ważny to jestem ja sam
I wtedy powstanie Prawdziwość twierdzenia Przedmiotem mej troski Naprawdę to jestem ja sam Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|