To był moment, zobaczyłem ogień Zawładnął moim domem, przerażający omen Popłynąłem jak Vespucci, prosto do krainy mroku Poczułem chłód amoku słysząc dźwięki hip-hopu Wtedy pojawił się Diabeł, była piękna jego forma Przy zapalonych świecach wyjął z kieszeni cyrograf Spojrzałem wokół siebie, szczury piszczały po kątach I zabłąkane cienie, w których panowała żądza W powietrzu czułem smród palonej zgnilizny A'la prosektorium, puls zwiększały toksyny On patrzył w moje oczy, w jego było widać dusze Uwięzione, potępione, one cierpiące katusze Pióro wypełnione krwią wpadło prosto w moją dłoń "Zapraszam cię na bal, święto piekła - ze mną chodź!" Pójdziemy razem w tany, aż do ciężkiego progresu I stworzymy wybuch na samum dnie Hadesu
Umowa to umowa, nie ma żadnego odwrotu Już Mefistofeles nie odstępuje mi kroku Na szalonych werblach wokal zrywa ścięgna Upiory biją w dzwony, kozły pożerają serca
*krew spłynęła papirusem, po zapisanych warunkach Układ to układ, w zamian odbieram ci Ducha!*
Moje oczy, wylały cały pigment Zamordowałem linie, na grobach czarne lilie Dalej zimno - igloo, szukam zapachu - pachnidło Kiedy wchodzisz w mój krąg, to pułapka - sidło! Spada betonowy Mike, łamie kark, tnie po nerach Nim zdeformowane zwłoki załaduję do blendera Dorzucę twoje wersy spisane na papierach I przy rytmie Grubej Berty zmiksuję cały nieład... Mmmm, nabiera barwy, soczysty karmin Chyba już wystarczy, czas przelać to do szklanki Dobry materiał na głód, lub ewentualnie make-up By wymalować łaków, a resztę wypić jak shake'a Cudowna mordoklejka, gdy przeżuwam niezmielone kęsy Jak bambusa pędy w sosie z martwej Rodajlendy Jak Candy-man wychodzę z twego lustra kiedy powiesz "Rap" Wpierdalając pordzewiały hak, prosto w czoła płat
Umowa to umowa, nie ma żadnego odwrotu Już Mefistofeles nie odstępuje mi kroku Na szalonych werblach wokal zrywa ścięgna Upiory biją w dzwony, kozły pożerają serca
*Tak daleko.... dalekooooo......*
..Daleko, gdzie nie sięgają zmysły Wdycha się aceton jak owocowy liquid Gdzie snare, kick uderzając miażdżą klatki A poszarpane bassy zdzierają skórę jak tarki Gdy bez miary uśmiecham się, wokół wisielcy Marynuję ostre wersy w mojej nowej twierdzy Posypuję ciała, z chilli i wanilii proszek Diabeł stoi przy mnie, tak pięknie marszczy nosek Kiedy wrzucam wątrobę do kotła, pełnego mrów Które skwierczą jak plush w radiu "boys in the hood" W Gnieździe Demona stu MC padają wedle tortór, A.K.A. i liche głosy, muchy, to ulica wiązów Dalej stoi z boku, szczerzy swoje kły I otwierając czarne ślepia mówi do mnie "teraz ty!"
Jestem w łóżku, chyba to był koszmar Odpalam światło, na stole leży cyrografTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.