Ciało rozlane bada przepaście, ciasto splecione, ciepłem stopione. Sklejone myśli w kubku z kawą, wieczornym proteście przeciwko sprawom leniwym.
Zegar się budzi, próbuje chwytu, ze snu okrada. Śniadań nie jadam, więc rację bytu na obiad zostawiam. Nic więc nie liczy, milczy się w ciszy, w czasie ślimaczy, nie tyka mnie.
Tapczan i ja, pociąg relacji sennej. Luna tyka, luna tyka zmyka czas.
Gdy świt krzyczy jak na smyczy leżę, zakute w poduszkę rozjuszone zwierze.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.