Ten co siedzi we mnie wziąłby deskę i ruszył przez miasto Patrząc w oczy kilku błaznom wylałby na głowę wiadro Spaliłby kilka mieszkań myśląc, żeby poszło gładko Bez żadnych blokad w stylu, że może nie warto Ludzie są bezwzglęgni jakby nie mieli rodzin Dlatego coraz częściej gówno mnie obchodzi Twoje zdanie Biore kamień i cisnę nim w górę, gdzie dalej spadnie Uwaga, bo gdzie leci nie patrze Nim spadnie obrócę się, nim zaliczę w mordę Bo atakujesz mnie od tyłu, bo przekręciłem Cię na forsę Każdy typ zrobiłby tak na moim miejscu Więc biore nóż, włączam nut pieśni, życze refleksji Podczas pisania tekstu wyzwalam go z siebie Mimo, że go tak nie lubie, że jest moim przyjacielem Licze na siebie, bo świat kusi bez przerwy Ale wyzwolę go nie wcześniej niż w godzinę śmierci Będąc bezczelnym (bezczelnym, bezczelnym)
[Pjentak]
Kiedyś nuciła to ze mną, zawsze zwiększa mi tętno W końcu przyszła (?) bardziej przyszła niż przeszła Teraz to codzienność, ale jeszcze mi nie przeszło Jak dziecko i ciagle siedzi w moim sercu na miejscu, w którym jest miłość Znam ją od pięcu lat, lecz czasami czuję jakbym znał ją od kiedy ujrzałem świat Pierwszy raz, myślałem wtedy, że czas stoi w miejscu A moi kumple pierdolili taki związek nie ma sensu Jesteś za młody, męczą, zajmij się życiem A teraz grzecznie mnie pytają kiedy nagram swoją płytę Ziom, jeszcze przyjdzie na to czas Na pewno biore piwko, szlugi i jakiś stuff - to jedność Blask to nie piękno, ale wole grać godzinę w klubach, żeby zwiększyć tętno A nuż się nam się uda grać rap w Polsce A może i nie, biorę goudę, bo im chodzi o forsę, a może i nie
[Solar]
Solar zamulacz, Solar agresor Solar profesror, Solar śmieszek, szeroko w nas siedzą Wszyscy mają na pieńku jak Bośniak u Flinta Ale gdzie czterech się bije, tam piąty korzysta Obserwuje tych pojebów, traktuje jak inspiracje Ale różne sytuacje dają mi wygłaszać racje Ten piąty, czyli Słoneczny masz (?) Bo pierdolą notabene jakby mieli schizofremie Chciałbym przypalić na jednym trzecim do kotła I upychać w sklepach jak Solar o (?) Nadawałbym z ludźmi na tych samych falach I przynajmniej miałbym pewność, że mają jaja Ten co siedzi we mnie to nawet nie siedzi, a raczej częściej się kładzie Bo nie stoi na wysokości zadań jakie stawia mu świat I pada na pysk, kiedy idzie chlać
[Wiciu]
Gdy robię coś głupiego pół mnie krzyczy jeszcze Drugie pół na szczęście mocną ręką dzierży lejce Kiedy moje drugie ja wychodzi ze mnie, wychodzę z siebie Choć z perspektywy czasu cieszy mnie, że nie jest bierne Stoi na wartowniczej wieży często i często we mnie nie wierzy Z drugiej strony ten co we mnie siedzi czasem mie nie leży Uzewnętrzniając się na imprezkach Won mówię mu, nie jestem dumny z tego jak paw na kafelkach Robisz to źle, to dobrze to przeinaczasz Zwraca mi uwagę tak często, że uwaga mi już zwraca Masz wkurwiać, smucić, podniecać, bawić Wozi się, chce w moich oczach dobrze wypaść jak Magik Jedni wierzą w Boga, ja wierze w rap na Boga Mają anioła, ja mam coś, czego nie mogę ująć w słowach Nie mam słów by określić, o ile jest od nich ważniejszy To on dyktuje ruchy, pierwszy, drugi, następnyTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.