IGREKO. Męczy, za dużo tlenu w powietrzu, to oksygen w czystej postaci zwala z nóg na start, zwala z nóg nas, jak strach, kiedy tam u bram stoi wróg nasz brat. Ty i ja i Pan Bóg i Drum, sami w czwórce, a tłumy na przeciw nam, do tego to ci, którzy nie wierzyli dopóki nie zobaczyli ran, mas ślepi mędrcy i sfałszowany prestiż - krach, na rap zajawka znów zmieniła twarz, nocą gwiazdy utraciły duchy gwiazd, skoro nie ma kosmos w sobie mocy, jakie dusze w nas płoną, czy to by trafne było bardziej kogo, rewolucje trawią swych potomków, kopiatorzy prekursorów jedzą ogon przodków, ślepe koleje losu są nie widome, tylko w świetle pokus, stają się niewidoczne dla objawień roku - pozorny spokój, siła ruchomych kolorów nadaje cząstkę bogów, populacja ubożeje na rzecz klonów, bezpieczny poród, dzisiaj co drugi to prezent, wokół nich aura tych, którzy teraz tworzą deseń.
Ref: Tak mi wstyd - wstyd - wstyd za was, za ten styl - styl - mają bić brawa, Może to ty - ty - jesteś o niebo lepszy, a my robimy, tylko hałas zbędny - hałas. Tak mi wstyd - wstyd - wstyd za was, za ten styl - styl - mają bić brawa, Może to ty - ty - jesteś tutaj Sensej, ja naiwny głupek co się otarł o poezję.
Krew w żyłach pulsuje - gorąca, jak lawa, głupota, bezsilność - ogarnia wszystko, to nie historia klawa, wzrokiem wodzę, na horyzoncie nic ciekawego, tak - z tym się zgodzę. Patologia za rękę razem z rozbojem, wstyd z dumą - ktoś na świecie chce równać się z Bogiem, dzieci wyrzekają się matek - matki dzieci, nóż w plecy od przyjaciela - tak to leci. Minuta za minutą, godzina za godziną, dzień za dniem po policzkach łzy płyną, zawstydzony - czujesz się okrutnie, uczucia gryzą się, jak źle dobrane barwy na płótnie, wydarzenia za dnia, wydarzenia po zmroku, szopki u góry, a ty wciąż jesteś w szoku, wachlarz hipokryzji przysłania obraz, prawilne zachowania to teraz prawdziwy okaz. Męczą, dręczą to ciągnie się bez końca, wieści z pierwszej planety od słońca. Męczą, dręczą to ciągnie się bez końca, wieści z pierwszej planety od słońca.
Na samym dnie gdzieś, pomiędzy niebem, a piekłem, Pan układa w przepowiednie ukryte wersy zdań, zamienia zimną krew w coś, jak magma czaj, nie potrzeba lamp, by ogrzać wokal, nie chcą lamp, chcą robota, oto planeta małp, patologia ciał mózg zmienia w kał koka, już letarg dopadł nas, nie dopadł gwiazd - wzmaga CO2, nie żyje król, aaa... jego miejsce zajął błazen teraz, mainstream rządzi światem, tu każdy kreśli te same kreski na papier, odrębność, jak Lessie wraca na chatę, ma podkulony ogon i płacze, brat. Nowa natura, jakbym głaskał dłonią lateks, ta forma ma lakier, czarna farba kapie, duchy łkają nad rapem, MC's się kurwią z trackiem, wiszą dług mu - będą płacić wierzy Babel.
Ref:x2 Tak mi wstyd - wstyd - wstyd za was, za ten styl - styl - mają bić brawa, Może to ty - ty - jesteś o niebo lepszy, a my robimy, tylko hałas zbędny - hałas. Tak mi wstyd - wstyd - wstyd za was, za ten styl - styl - mają bić brawa, Może to ty - ty - jesteś tutaj Sensej, ja naiwny głupek co się otarł o poezję. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.