Samotność jest jak deszcz I z morza powstaje by spotkać zmierzch I z równin niezmiernie szerokich dalekich W rozległe niebo nieustannie wrasta Dopiero z nieba opada na miasta
Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu Kiedy ulice biegną witać ranek I kiedy ciała nie znalazłszy nic Od siebie odsuwają się rozczarowane I kiedy ludzie co się nienawidzą Spać muszą razem bardziej jeszcze sami Samotność płynie całymi rzekami...
Voc II:
Śpisz jeszcze... na twych rzęsach skra drobna poranku Strachy śnią się twej dłoni bo i drga i pała Oddychaj tak bez końca czaruj bez ustanku Kocham oddech twej piersi ruch śpiącego ciała
Przyjdzie noc o źrenicach zaświatowo łanich I spojrzy i zabije... polegniem snem czynni... Jak to więc musim umrzeć tak samo jak inni Jak choćby ci z przeciwka... pomódlmy się za nich
Ileż lat już minęło od pierwszej pieszczoty Ile dni od ostatniej upływa niedoli Co nas wczoraj smuciło co jutro zaboli I czy zbraknie nam kiedyś do szczęścia ochoty
Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.