W pobliżu źródła umieram z pragnienia Pałam płomieniem, zębem o ząb dzwonię Kraj mój w daleką krainę się zmienia Marznę przy ogniu, który obok płonie Jak robak goły, jak starosta w domie I bez nadziei, a przez łzy się śmieję Pociecha w głębi rozpaczy widnieje Raduję się, choć rozkosz moja licha Silny, choć władza ni los mnie nie grzeje Ja, przygarnięty, choć każdy odpycha
Nic mi pewniejsze nie jest od wątpienia Ciemne to tylko, co światłością płonie Nie wątpię, prócz o rzeczy bez wątpienia Pewnikiem staje się co traf przywionie I wszystko tracę co popadnie w dłonie "Boże, daj dobrą noc" mówię, gdy dnieje Leżąc na wznak przed upadkiem truchleję Choć grosza nie mam, rozpiera mnie pycha Na spadek czekam, choć nie mam nadziei Ja, przygarnięty, choć każdy odpycha
Beztroski, chociaż pożądałem mienia Dziś byle czym się kontentując stronię Druhem mi ten, co zadał mi cierpienia I prawdomówny ten, co kłamstwem zionie Bratem mi ten jest, któremu nie bronię Twierdzić, że jako orzeł kruk bieleje Szkodnik mi niesie pomoc i nadzieję Prawda i kłamstwo rzecz jednako licha Wszystko zrozumiem, wszystko w proch rozwieję Ja, przygarnięty, choć każdy odpycha
Książę łaskawy, racz wiedzieć Że wiele rozumiem, choć się z tą myślą nie dzielę Cóż, fant odzyskać, tyle się ośmielę Ja, przygarnięty, choć każdy odpycha
Beztroski, chociaż pożądałem mienia Dziś byle czym się kontentując stronię Dziś byle czym...
Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.