I am Boutros Boutros-Ghali; put down your guns and listen to Bob Marley*
Żyjesz tak...
Od dwóch miechów cztery kąty, brudny dywan i kartony Dwa fotele, piec kaflowy, komp, głośniki, mikrofony Nie rozpakowany jeszcze, nowe lokum, stare miejsce Znowu jestem bezrobotny, stare śmieci, Dębiec, odwyk Od tych wspomnień, zamknąć stare, zacząć nowe Wskrzesić wiarę w prawdę, słowem tak, jak w powiem Zmienić zdanie w magię, robić co najlepiej robię Znowu nie mam nic, jak przed P-ń VI Od nowa zacząć żyć by mieć znów to co chcę Więc piszę, rap zabija ciszę i wypełnia puste miejsce Liczę, że magiczne wersy zmienią się w zaklęcie Kiedy trwoga do muzyki wracam jak robak do Boga Tylko ona jak Whisky moja żona jest najlepszą z dam Tam gdzie droga rozwidlona ona powie pójdziesz tam Wokół tylu ludzi, nadal czujemy się sami Wpatrujesz się w telefon czy ktoś ciebie dzisiaj zbawi Gdzie jesteście przyjaciele moi? odpłynęli w sinej mgle Niewielu ich tu stoi, ilu pozostanie kiedy znowu będzie źle? Moje demony powracają do mnie, majaczą mi w głowie coraz głośniej Opętanie jest tak słodkie i tak niebezpiecznie proste Żyć normalnie z nimi nie mogę ale bez nich nic nie stworzę Rozerwany jak z tali wyrwany Joker Jestem kotem więc zostało mi żyć osiem Jestem psem bez pana więc nie nauczysz mnie siadać Wilkiem bez stada, który się nie zawaha I gdy wpadnie w sidła w tych betonowych lasach Ogryzie co zniewala aby wrócić na trzech łapach
Żyjesz tak...
Łap oddech, daj spokój, wiesz, każdego ten świat rani I nic tu nie da te codzienne zmawianie litanii Składanie dłoni, kiedy boli w tej niedoli, wbrew twej woli nie załamuj rąk, to nie da tobie nic bo tak stworzono świat, życie przecieka przez palce choćbyś chwytał je garściami zranionymi w walce nawet Bóg stworzył cud w legendarne siedem dni zobacz co mu wyszło, gdy to widzi teraz grzmi poplątane losy, każdy z nas czasem ma dosyć dosyć tych ciągłych upadków i wzlotów, dosyć dosyć już nerwów rozstrojonych niczym struna niejeden przez nagonkę za pieniądzem młodo umarł żyjesz tak, od świtu do nocy tyra monotonia cię dobija, nie masz siły by wstać z wyra cztery cale od nałogu, który usiadł już na progu aby wpuścić go do środka każdy z nas ma sto powodów tysiąc złotych na opłaty, drugi tysiąc wkładasz w raty potem miesiąc zapierdalasz i życie się kończy na tym lata wstawania o brzasku, dwa tygodnie plaży, piasku jest sześć miliardów nas tu, ćwierć ma co położyć na stół żyjesz tak, jak Bóg chciałby, żebyś żył czasem usiadłbyś z butelką, nic nie robił tylko pił ostatecznie, niekoniecznie to jest dobre rozwiązanie chuj z tym, bo i tak nikt nie wie co się stanie
Żyjesz tak...
* Butrus Butrus Ghali, sekretarz generalny ONZ, do poczytaniaTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.