Konwenanse kłują w uszy jak falset Danse macabre lawirują finanse Gonią terminy, bez opcji cancel Spychają w krańce bańka po bańce Widuje happy end, ale tylko w bajce I czuje wstręt kiedy widzę te harce Kurs w dół, w górę na szczyt Patrzę jak szczur, na indeks aż wstyd Zniewolone umysły porywają tłumy Ideologie zżerają rozumy Misja krzyżowca to powód do dumy Gdy ekstremizm ślepy opanuje umysł Codzienna złość narzuca mi ramy Albo się bronisz, albo liżesz rany Amen, tutaj nie wygrasz z tym stanem Zamęt, na oczach i przed ekranem Dudnią frazesy na festynie kłamstw Klauni składają przysięgi dla mas Zabierają cudze, rozdają nie swoje A ja ubrudzony bo po środku stoję Zmyć tego nie da się zdrowym rozsądkiem Miłością, nadzieją czy innym środkiem Stoję pod obojętnością bieżącą By z siebie spłukać to myślą gorącą Uffff, zbyt wiele słów Pada z nadzieją że trafisz do głów Lecz słowa za trudne i myśli zawiłe Obroża realiów odbiera mi siłę Toczy się toczy się toczy się świat Bucha szaleństwem i nie liczy strat Wjeżdża na peron z impetem i sykiem Chcę zostawić bagaż i uciec stąd z krzykiem
Tak cały czas być w drodze Z końcem u gwiazd być może Niewiarę zabić nożem Tylko jak zdjąć obroże? Walcz dalej Przetrwać w drodze Z końcem u gwiazd być może Niewiarę zabić nożem Tylko jak zdjąć obroże?
Rozpad, rozkład, bezład postaw skamleć w kojcach, w imię ojca słuchać wiernie wygodnych kłamstw mamlanej przymilnie morfiny dla mas niewygodną prawdę spłukać w szalet To kpina-latryna kabaret-lazaret szambo huśtane uśmiechem debila oklaski z ekranu elita przesyła Bo trzeba doić i strzyc to bydło A kiedy padnie, zrobić na mydło Ludzki nawóz i gruby powróz wędzidło w pysk, odciąć odwrót zdeptać godność, opluć mądrość Bo cnoty gorszą bardziej niż porno A w zamian szmira i nowomowa kultura z nerwicą i klaustrofobią wszechtolerancja tabloidowa moda na to co dyktuje moda inteligenci sformatowani pracą kompresja mózgu by zmieszał się z masą w standaryzacji własnego szczęścia poddani miniaturyzacji człowieczeństwa kłamstwo powtarzane mantrom zrzuca kokon i staje się prawdą kolektywna indywidualność wszędzie tak wyjątkowe to samo i poglądy takie zbieżne że aż dziw, że w nie nie wierzę w około brud smród i ubóstwo ślepi głusi i ogłupiali wielkie słowa a w nich pusto no i ludzie jacyś skarlali
Tak cały czas być w drodze Z końcem u gwiazd być może Niewiarę zabić nożem Tylko jak zdjąć obroże? Walcz dalej Przetrwać w drodze Z końcem u gwiazd być może Niewiarę zabić nożem Tylko jak zdjąć obroże?Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.