Raz dwa, to mój świat zapraszam Cię do środka Gdzie szczęście jest owocne jak wygranie w totolotka I spotkam Cię gdy zwrotka zagości w Twoim domu Przez głośniki wbrew logiki obezwładniam Ci rozum Obezwładniam Ci rozum jakbym mózg wyjadał z czaszki Na deser bo na obiad stanowiły Twoje flaki Kolejny track to pastisz uwydatniający siebie Choć miałem już nie pisać przez tą jebaną depresje I zrobić sobie przerwę, odnowić swoją werwę Tak samo jak zaczęcie, skończenie jest też ciężkie Przez to czasem mam wrażenie, choć zawsze trafiam w werbel Że to co chcę notować się mija z całym sensem Jak żmija się zwijam w węzeł w symbol nieskończoności Ty przez węzły kiedy pływam masz nieustanne mdłości Krytykę od gości znoszę kiedy udowodnisz Swymi argumentami bym się poprawił w przyszłości Nie ma doskonałości, bo gdyby była prawdą Ludzie doszliby do tego poziomu już bardzo dawno Temu a tu wielu już odpuściło sobie Naprawiać podłoże na którym stawiają nogę Choć wielu już nie może Boże pomóż im na drodze Bądź jak GPS bez niego wciąż nieustannie błądzę Wciąż nieustannie wątpię czy na prawdę istniejesz I czy moje istnienie ma jakieś przeznaczenie Tych pytań tak wiele nikt nie umie odpowiedzieć Każdy ma jakieś teorie w swym wykreowanym świecie Więc w swojej hipotezie stawiam na siły wyższe Niestety niewykrywalne żadnym moim zmysłem Ani Twoim bo są wyższe od naszych oczekiwać Odrzucane lecz skuteczne #amigdalina Ten temat poruszam już zbyt często ale wybacz Bo gdy myślę nad tym wszystkim to nie umiem się powstrzymać By nie pisać, że lina gdy się wspinam się przerywa Powoli przez nieregularny nacisk czynnika Borykam się na bitach kiedy we mnie się nasila Jakaś siła która nakazuje mi to ciągle pisać Zapisywać przeżycia, opisać swój sposób bycia Swego czasu formowany prawie jak glina Bo ludzie to naczynia, a w nich formalina Forma mija a gdy wraca to ją konserwuje w liniach Tu chwile są ulotne jak Paktofonika znikam Ulotne jak ulotka, więc pamięć dla Magika Za latanie po bitach, latanie? nie wnikam Bo krytyka z mojej strony leży na tej samej półce co dystans Do życia z którego nie czerpię wiele A gdy nie wiem nic na jakiś temat to zamykam gębę To mój świat, mój pokój, mój mikrofon, moje miejsce Jest tu wszystko co potrzebne choć kiedyś się chciało więcej I więcej, wciąż więcej szmalu jak Kaliber Czterdzieści cztery, jego liczba oznacza charyzmę Lub broń z której zginiesz w ramach małego testu Pociągając za spust długopis zostaje w sercu Jest na miejscu a nie jak Jaruzelski menciu Pochowają mnie w grobie na głębokość moich wersów W podziemiu gdzie jak telefon, nie ma zasięgu Tu gdzie żywisz się ilością swoich subskrybentów Im więcej tym większe pole manewru Choć czasem jest to mało proporcjonalne do wersów Więc częstuj się wersów mam w brud jak w płucach smoły Na Twoim miejscu już to dodałbym do ulubionych Już to pobrał na swój nośnik i słuchał gdy mam dość tych Warunków ustalanych przez kryteria codzienności Ten bit mi daje więcej mocy jak tranzystory Choć nie jestem elektrykiem to wiem co znaczy chodzić Naładowany jak bateria od głowy po nogi Prądem którego smak jest obrzydliwie gorzki Więc pomyśl, oceń i wyraź swoją opinię Na której mi zależy tak samo jak na muzyceTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.