Już po wszystkim, pozostały tylko myśli Już po wszystkim, co przyniesie czas przyszły Czy to zniszczy, czy zagra na zwłokę Na razie poczeka i zostawi to na potem Chwile bycia panem, później zmieszany z błotem Lecz czy czy taki zostanę i czy mam na to ochotę Pojebane to trochę że nie znam odpowiedzi I że lubię tego wroga który nieustannie śledzi Pyta się jak leci i udaje przyjaciela A Ty na tyle głupi że się zawsze nabierasz Otwiera się tok myślenia ale już po ptakach To śmieszne jak hiena pragnie byś się zapadł Zawsze i wszędzie ma na Ciebie haka Zawsze i wszędzie dozwolony zakaz To obraz Twych słabości, wszystkiego co najgorsze Przystań tego życia które niby miało być prostsze Tak na prawdę to nóż, ja go cały czas ostrze Czy to już dostęp do zakazanych plansz A no masz, mam, czekaj tam na swoją kolej Często w tych momentach mam przebłysk, to pierdole Lecz nie skorzystam z tego bo czegoś pragnę podświadomie To robię krzywdę sam sobie, szansy nie złowię Na zdrowie, pokrzyżowane szyki W chuj lat temu radość dały ołowiane żołnierzyki Obecnie do zabawy masz przybrane wnęki Chciał być bogiem, został nikim, ogień poszedł Jak szybko tak szybko i zgasł, tak wyszło Czy teraz chce Ci się śmiać Ktoś mnie okłamał, ktoś źle powiedział Tego nie cofnę, to klątwa, to podstęp Kątem oka to żałosne gdy patrze z boku Wskazuje wtedy palcem a sam z tym walczę Na ogół mądry po szkodzie Co z tego, przecież jest jeszcze na głodzie Nowy pomysł rodzę, że poczekam, krzyknę "etap" Na jednej nodze półpiętra, tam jest gość na medal Dopada to, dopada zło Deja vu tak to zwą, chce porządzić drugi on
To piękne, tak, a zabiera więcej niż może dać To wcielenie zła pod postacią pięknych faz I silę ma niesamowicie wielką Bo wprowadza tam gdzie normalnie ciężko sięgnąć I wydaje się nam że sięgniemy gwiazd Lecz zniknie to wrażenie gdy okaże się że gwiazdy były złudzeniem Za późno... Ty głupcze...
Odczuwam że przegrywam w tym co umysłu nie ma Co umysł mój ogarnia choć nie myśli jak ja teraz I opętany poddaje się, jestem przegrany Takie niby nic co śmiesznie brzmi a wkłada kajdany I mnie przykuwa, i niszczy mnie tutaj Gdzie głowa słaba obronić się nie uda Tam dzieją się cuda, co pięknością niższą Chciałbym powiedzieć "idź stąd", ale to jest dupisko I zabiera mi wszystko oddając siebie za wyższość A teraz ni to zabić, ni odtrącić od siebie Tracę wiele wybierając chwile bez cierpień To uzależnia, uzależnia tak przeokrutnie Że życie niszczy moje i życia w jej (gównie?) Więc w chwili na chwile jest coraz trudniej Rozumiesz? Wątpię, ja sam ledwo to rozumiem...
To o czym czytasz ja widzę rano w lustrze Żadne definicje puste nie są w stanie być i dowiesz się w końcu Świadomość wygasa i robisz coś podświadomie I powstaje człowiek co zaczyna kląć przeciwko sobie To spowiedź o tym że prawda nie jest tak prosta Bo w życiu to jest zawiłe, psychika w chuj traci siłę Piękne są sztuczne chwile, a po nich żalu tyle I wyrzutów tyle, postanowień tyle Aż w końcu myśli nawet w łanach odlatują jak motyle
I dzień kolejny, tak monotonny jak poprzednie Dopóki nie zwęszysz okazji blisko siebie Bo wtedy biegniesz zaślepiony tak bardzo Że przed samym startem podświadomie uknujesz kłamstwo Aby było Ci łatwo, życia szarość oddalisz na moment Przez który na zawsze może być przepierdolone Mówię Wam, to jest podświadome, skomplikowane Tak że nie do opisania słowem Przejść przez to odradzam, lepiej mieć inne spojrzenie Wolałbym czytać o pustych kieszeniach niż mieć puste kieszenie Byście wyciągnęli wnioski śmiesznie to porównam Że w kieszeniach ręką lepiej gdy te niosą tony gówna To robi z nas roślinki które podlewane rosną A roślinki i tak padną gdy słońce jebnie za mocno Też chcesz tak? Bez dragów jak bez wody kwiat Padać ku ziemi z nadzieją że pomogą wstać Teraz szansę masz zauważyć że Uzależniona podświadomość myśli tak
Jeszcze raz, ostatni raz, spróbuj Od jutra skończysz, przecież masz swój upór A dzisiaj do szarości wlej palety barw Wcześniej wymyśl co gdzie i jak zdobyć się da Jakby ktoś o coś pytał to najlepiej skłam Już nie raz to robiłeś więc wprawę masz Teraz idź, plan na tę okazje masz zawsze Pogadamy jutro, i tak co dzień, aż padniesz Aż padniesz...
To ma filozofia durna budowana całe lata Gdybym miał ją od początku omijałbym wady świata Teraz podliczona strata, tak materialna jak psychiczna Ciężko z nią być sobą mając do siebie dystans Znając swoje słabości od tej najgorszej strony Powiedziałem już wszystko choć jeszcze nie wszystko stracone Choć jeszcze nie wszystko stracone...
To piękne, tak, a zabiera więcej niż może dać To wcielenie zła pod postacią pięknych faz I silę ma niesamowicie wielką Bo wprowadza tam gdzie normalnie ciężko sięgnąć I wydaje się nam że sięgniemy gwiazd Lecz zniknie to wrażenie gdy okaże się że gwiazdy były złudzeniem Za późno... Ty głupcze... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|