[Duże Pe] Aaa, tu łatwo wyblaknąć i łatwo uschnąć Szelest werbli sekund, otula pustką Męczy gnuśną musztrą, nie daje myśleć Biada, okrada z odczuć, ma taką misję Zgasi w zarodku każdą iskrę buntu Gdy przyśniesz, cichcem pryśnie, a w podarunku Zostawi zawiść, obawy przed uczuciami Zabełta piękny błękit, znacie to sami Znikamy, coraz mniejsi z każdą chwilą I tylko te wersy dają odroczyć wyrok Nadwrażliwość to mój wróg, znak zapytania Dorosłość jak początek umierania
[Refren] Taktowani werblem sekund Szukamy leku w mleku sufitu Pozorna bierność, wewnątrz godziny szczytu Żyję, póki z głośników leje się ten balsam Jest nas coraz mniej, możesz policzyć nas na palcach x2
[Blef] Wokół werbli sekund, wyścig Daytona W środku zgiełku ja, z życiem jak cyrk Monthy Python'a Muszę kompletować rano uczuć kolaż, będąc kaleki Czuć nie umiem, jak manekin Wiem jednak jak to robić, byle zdążyć Kiedyś sięgałem gwiazd biorąc je za nocnej szaty cekin Dzień okradał, noc karmiąc umieszczała wyobraźni Teraz to już tylko osad, dawny jak z papierosa Kolejno tląc się dogasał, ja widziałem w ten dzień Który gasił gwiazdy, według odwiecznych zasad I męczy mnie ten stały falstart Kiedy pustka bierze moje ciało w zastaw To ukłon ku temu, żeby stać się kukłą Gdy nie nadąża za mną cień, dbam o wersów smukłość By się ustrzec, nie chcę, by znikało szybciej me odbicie w lustrze
[Refren] Taktowani werblem sekund Szukamy leku w mleku sufitu Pozorna bierność, wewnątrz godziny szczytu Żyję, póki z głośników leje się ten balsam Jest nas coraz mniej, możesz policzyć nas na palcach x2
[Eldo] Taktowani werblem sekund, taktowani werblem wieku Taktowani przez dwa 1200, człowieku Mówią, jesteś zimnym skurwysynem Ten typ, gbur, mówią, zabierając mi chwile Wiesz, to ten biznes, więc hate'uj grę, a zostaw gracza To właśnie gracz ląduje na dnie Znam takich, co chcą skłócić nas przeciw sobie Zarządzać naszym czasem, mącić w głowie Tymczasem, wiesz, martwię się co z moim sercem Z tą dziurą co zostaje, gdy wyrwę fragment z tekstem Z każdym hertzem jestem bliższy do trumny Brat z obojętnością, za pan brat z ignorancją Nie pytaj mnie, pytaj tych co w wieczór tańczą Ja walczę z kartką, ja walczę z tym co widzą inni I mam nadzieję, że na sądzie nie usłyszę winny 522 ulicami mego miasta mknie Dobranoc, niech powieka zamknie łzę
[Duże Pe] Zegar tyka, a nasza parka tka losu arkan Sarkazm zamyka palce na naszych karkach Wtuleni w palta myśli obojętnych Robimy wszystko, aby stępić chęci Zaklęci w mętlik gdzieś na życia pętli Czekamy spięci, bo po raz enty Centymetry dzielą nas od straty siebie Czy damy radę, naprawdę nie wiem Level level low, czwarta nad ranem Myślę sobie o tym co zostało zapisane Przystanek zmartwychwstanie, prolog w drodze do raju Zmarszczkami szyn spłynęły pierwsze łzy tramwajów (Level level low, czwarta nad ranem Myślę sobie o tym co zostało zapisane Przystanek zmartwychwstanie, prolog w drodze do raju Zmarszczkami szyn spłynęły pierwsze łzy tramwajów)
[Refren] Taktowani werblem sekund Szukamy leku w mleku sufitu Pozorna bierność, wewnątrz godziny szczytu Żyję, póki z głośników leje się ten balsam Jest nas coraz mniej, możesz policzyć nas na palcach x4
Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.