Pod bladym księżycem, po jesiennej mgle, płynie cień jak zimy omen przyzywając śnieg. Rozszerzone strachem oczy zamknie snem, w pociemniałe myśli zwierząt dobrą szepcze śmierć.
Ciche czary mrozu wieszczą niemoc ciał. Biel wypełni pustkę, stłumi echa leśnych skarg, w świdrującej ciszy ból zastygnie w lód, spłynie z nieba ukojenie, odrętwienie dusz.
Droga pod górę ciągnęła się wiecznie, by wreszcie zniknąć w nocy. Ciało osłabło, ćmią członki omdlałe, głowa ku ścieżce ciąży. Błoga się nicość rozlewa po ciele, niby zbawienne ciepło, żąda by ulec, położyć się w śniegu, choć to oznacza pewną śmierć.
Tętni w czaszce pulsu huk, ryczy serca krwawy strzęp, każdy mknący w niebo jęk przybiera twoją postać. Udręczony każdym tchem mam za jedno - śmierć czy sen. Jeśli mój zabierze ból – chcę tu zasnąć, chcę tu zostać.
Idzie zwierząt śladem z cienia tkany kształt, myślom śpiewa pocieszenie, zgon łupinom ciał. Mrok w zapachu jodeł, przepowiednia snu. Biały grób trupiej jesieni sypie nocny chłód.
Śniegi uciszą widm wycie po lasach snu białą kołysanką, zasną bez bólu cierpiące zwierzęta, duchy im ślepia zamkną. Zbolałe ciała spoczynkiem obdarzy spełnionych tęsknot demon, i pójdą za nim, gdy przyjdzie, a każdy krok jego będzie śmiercią roślin.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.