To na człowieka przychodzi nieraz Gdy "Sport" się spotka z "Giewontem" I jak wilgotny gaśnie papieros Słońce nad horyzontem Kiedy pudełko między drużyną Z ręki do ręki krąży O czym tu dumać szarą godziną Mój przyjacielu, chorąży?
Ten odruch machinalny Gorzkiego dymu łyk I bronchit sentymentalny Na który rady nie znalazł nikt
Wspomnisz machory czarnej zalety Papierośnicę z góralem Równo pocięte listki gazety I zaśliniony paluch Artyleryjską trzydniową kośbę Dudniącą w fundamentach I przyjaciela ostatnią prośbę: "Nasyp mi, bracie, na skręta"
Ten odruch machinalny Gorzkiego dymu łyk I bronchit sentymentalny Na który rady nie znalazł nikt
Życie opróżnia nasze kieszenie Z zielonych okruchów złudzeń Bywają tacy, co - z przeproszeniem - Najchętniej palą cudze Ale zostaje przyjaźń palaczy A przyjaźń to rzecz święta Bowiem kto przeżył, ten wie, co znaczy "Nasyp mi, bracie, na skręta"
Ten odruch machinalny Gorzkiego dymu łyk I bronchit sentymentalny Na który rady nie znalazł nikt Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|