Nadszedł już październik świat osnuła mgła A czterej pancerni tresowali psa Robili to z nudów, wymagali cudów Kazali mu dawać łapę, albo włazić pod kanapę Że aż schudł z tych trudów
Najpierw pierwszy go dopadał, a ci trzej czekali Więc pies czołgał się i siadał Wstawał, padał, lecz nie biadał Ani się nie żalił
Potem drugi go dorywał, a czekali dwaj A pies w ziemię się zarywał W krzakach skrywał, postękiwał I przynosił czaj
Potem go dopadał trzeci, a czekał ten czwarty I już pies na patrol leci Ogień nieci, strzeże dzieci Lub przy jednej pannie Kreci Odprawuje warty
Wreszcie czwarty go dostawał, pies chwili nie zwlekał Coraz prędzej wstawał, padał Wiercił, skrawał, mówił kawał A pierwszy znów czekał
Niech pies - mówi - kurze wytrze, zaś pies - wciągnął dech Uśmiechnął się bardzo chytrze Zachwiał się jak po pół litrze Albo nawet po szampitrze Coś huknęło mu w makitrze I jęknęło w nim jak w cytrze Po czym wziął i zdechł.
Zaś pancerni wciąż pomstują, że pies taki cwany I nawzajem się tresują Bo jak twierdzi komputerek Musi dojść tam do usterek Gdzie na tresujących czterech Przypada - cóż za felerek Jeden tresowany Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|