Zawierucha wyje jak suka, Mróz tak szczypie jak Dreptak dziewuchy, A do mego okna ptaszek puka, Żebym dał mu jakieś okruchy.
Stuka, puka ptaszę wynędzniałe, Piszczy, prosi - Tyś dobre dziecię, Daj mi pojeść! - A ja na to: - A chałę, Trzeba było nazbierać w lecie!
Chciałbyś draniu, żebym zrobił daszek, Żebym sypał pszenicy lub żyta? A gdzie całe lato był pan ptaszek? Czemu wtedy mi nie śpiewał, pytam?
Gdym nocami bezsennymi czuwał, Kłopotami, zmartwieniami struty, To gdzie wtedy pan ptaszek fruwał? Przypuszczalnie na jakieś ksiuty!
A gdy przyszła do mnie jedna Walerka I gdy krew zaczęła we mnie tętnić, Czemu wtedy ptaszek nie zaćwierkał, Żeby tę Walerkę roznamiętnić?
Był wszak nastrój, adapter i flaszka, Księżyc miasto swym blaskiem pobielił, Lecz zabrakło śpiewu pana ptaszka, I nic, guzik, jak psu w ucho strzelił...
Nie tak łatwo w mym wieku o babki, Swą absencją ptaszek wszystko zniszczył. Teraz ptaszek niech chucha w łapki, Teraz ptaszek niech sobie piszczy!
Życie, ptaszku, nie czytanka ze szkółki, Trzeba przez nie pchać się przebojem! Że co proszę? Kawałeczek bułki? A kaktusa! Sam sobie pojem!
Zresztą, co tam, nie jestem zwierzę, Choć pan tutaj, panie wróbelek, Na, masz trochę, ty, kopany w pierze, Ale latem to odćwierkasz, kuchnia Felek!!! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|