Mogę tu posiedzieć, ile tylko zechcę, zamknąć się na kłódkę w pokoju na piętrze, upuścić powietrze, by doczekać dnia, kiedy jasno będę myśleć i spokojnie spać. Z wydechem każdym oddam nazbierane bóle, gdy rady mi serwują i każdy współczuje i myślę, że nie pojmie mnie już chyba nikt, mojej skóry nie włoży, nie poczuje nic.
Na samotny detoks receptę wypiszę, tabletki z czasu zlepię i zalecę ciszę. I do łóżka położę choć na dwa miesiące, bo iść stąd nigdzie nie chcę, to dla mnie kojące.
I wybuchnę płaczem jak wybucha bomba, tłumić nie potrafię, co mój pion wytrąca, i zasnę nieruchoma, owinięta w smutek, bo wiem, że to dla mnie ma zbawienny skutek.
Maluję krajobraz tego złego snu, by go podrzeć na strzępy i żyć w bajce znów. To nie koniec świata, to jego porządek i choć bardzo boli, to nowy początek.
Trwam tak myśląc sobie, że będzie, co będzie, że jakoś to przeczekam i może mi przejdzie. Zanurzę się w wannie aż po czubek głowy, otoczona wodą jak płód nieświadomy.
Przez szybę tylko patrzę na ludzi ulicy, co ścieżki wąskie depczą, nie myśląc o niczym.
I zamknę się tu sama i połknę ten klucz, bo tylko ze sobą rozmawiać chcę już.
Przeprowadzę dialog serca i rozumu, a hasła dostępu nie podam nikomu. Zapiszę na kartce wszystkie złote myśli, gorzkich żali litanię, by być ze złości czystym.
Poprzelewam lęki w kolorowe wazy i je wyślę w kosmos, tam będą mniej ważyć. Telefon wyłączę, bo to głosu strata, sama chcę przemyśleć mój wycinek świata.
Konkluzja jest taka, że choć jestem sama, przede mną miliony przeszły przez to samo. Że nie jestem pierwsza ani nie ostatnia, i lepiej wyjść do ludzi, bo w grupie siła wzrasta.
Tak bojąc się ciągle i przeklinając świat, na pół gwizdka żyję, a żyć mam teraz raz, że jakoś się zbiorę, bo się zawsze zbieram i wyjdę z tej samotni, bo życie wybieram.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.