Jedyne co spadło mi z nieba to grudniowy śnieg, Jeszcze wiosny mi potrzeba, do jesieni będę biegł. Tu się rozpoczyna historia, która los poczyna, byłem sam, wyciszony niczym głos mima. Lęki, fobie, dzięki tobie, że kiedyś mnie słuchałeś, do teraz to robię, siedziałem nad brzegiem, zgarbiony jak drzewo, styrany umysłowym biegiem na prawo i lewo, gdybyś podszedł blisko - jak do chleba łabędź, nie widziałbyś nieba, urwisko, w drugim oku krawędź. Lubię w ludziach ich małe demony, znam ich jak przyjaciół, jak swoje własne strony. To siedzi bowiem w oczach, jak koty na piecach, w środku płomień, ale ciary, jak dziary na plecach, chce rozerwać, ten obcy, który mieszka w tobie, wilk nie pyta owcy czy wyjdzie mu na zdrowie. Koniec świata miałem w głowie, nie daleko, za rogiem. Widziałem tylko siebie, jak dla siebie staję się wrogiem. Nie było innej drogi łażenia w nieznane, były słabe nogi jak marzenia zmarnowane.
Moja łajba, choć niewiele warta, choć nie ma już żagla, to jednak się unosi jak stare prześcieradła. Moja łajbo ożywię cie farbą, choć staro i marno, to nie patrz na innych i nie płacz, nie warto /2x
Stworzyłem dobry numer, mówię: "ale świat zwariuje", zawalił się tunel, nie wpadło "gratuluję", naświetliłem drugą kliszę, mówię: "świat będzie chory", wywołałem ciszę, potem lekcję pokory. Sto razy się potknąłem, dwieście w nogę strzeliłem, trzysta zachłysnąłem, w mieście drogę zgubiłem, czterysta byłem krewien, za pięćset innych błędów, dentysta może być pewien wszystkich moich zębów. Skrzydła mi urwali, przybili do ziemi, ale ducha mam ze stali - tego nie wiedzieli nie jak mojego druha, nie złamiesz, to jest wilcze, oczami bacznie słucha, gdy godzinami milczę. Moje stado dba o siebie, w kręgu jest bezpiecznie ciepło, gdy deszcz nawilża ziemię, biegniemy po niej lekko, nozdrza jak balony, napełniamy w ruchu, przez trakt czarny jak wrony, lecisz z nami kruku. Ale żeby biec musiałem przestać uciekać, to trudne bo trzeba i nie stać, i czekać, przez słoneczne pola, doliny pełne śniegu, płynie ma niedola jak gondola do brzegu
Moja łajba, choć niewiele warta, choć nie ma już żagla, to jednak się unosi jak stare prześcieradła. Moja łajbo ożywię cie farbą, choć staro i marno, to nie patrz na innych i nie płacz, nie warto /2x
Biegłem przez mokradła, dosłownie cały w błocie, ocierały skały, wtórowały ptaki w locie, przedeptałem lasy z szacunkiem godnym bogom, za wszystkie złe czasy, za tych co nie mogą, biegną by wyrzucić z głowy ogrom myśli nie mogą zawrócić, niczym Bałtyk do Wisły, biegną by odrzucić przemoc na ulicy, niczym mnisi, których niemoc jest tak silna nawet w ciszy, biegłem by przypomnieć co utraciłem w drodze, ile życia zmarnowałem siedząc przy biurku jak w Łagrze czy większy ból był w głowie niż w nodze? A jakże! Biegłem do początku, jakbym mył się w wiadrze, wtedy zrozumiałem jak głupi jest człowiek, gdy jak groszek gubi co ma najdroższego w sobie, biegłem zmarnowany przez mnogie piaski, wróciłem spłukany, wychowały mnie drogie porażki
Moja łajba, choć niewiele warta, choć nie ma już żagla, to jednak się unosi jak stare prześcieradła. Moja łajbo ożywię cie farbą, choć staro i marno, to nie patrz na innych i nie płacz, nie warto /2xTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.