Miewam dziwne sny, zawsze kończą się tak samo. Na końcu znikasz Ty, a w środku jest mi tak samo. Tak pusto "niekochano", jakby nigdy nie było Cie, mamo. Jakby rano z radości jak kaczkę obskubano. Miewam dziwne noce, przesiąknięte stratą. Jak nawiedzony chodzę i szukam Cie tato. Choć wiem, że jesteście, to przyszłość mnie nawiedza. Wiem, że to za wiele. Na cholerę mi ta wiedza? Nie mogę od tych bredni, że żegnać mi się przyjdzie. Żaden dzień nie będzie odpowiedni. Teraz? Kiedy indziej. Przyjdź, gdy będę gotów. Czyli nigdy. I tak każdy z moich dalekich odlotów nie dokończy tej przyjaźni. Zawdzięczam wyobraźni, a raczej dziwnym lękom, że budzę się w łaźni umazany krwią jak mięcho. Koniec ma swoje piękno, tylko jeszcze go nie widzę. Coś we mnie pękło rysa od serca do mózgu idzie.
Zbuduje wam dom, w miejscu w którym nie ma nic. I będę jak ten dzwon nocami jak ćma w okna bić. I kiedy przyjdą czarne dni, a przyjdą i to jeszcze wiele Nic was już nie martwi, moim martwi przyjaciele.
Gdy zapuka zwiastun zły, filiżanka z kawą pójdzie w pył. Wilk obnaży kły i wgryzie mi się z całych sił. Uleci ze mnie duch, będę bosy z jedną nogą Przeklinam swój słuch, głosy które spać nie mogą.
Zbuduje wam dom, w miejscu w którym nie ma nic. I będę jak ten dzwon nocami jak ćma w okna bić. A kiedy przyjdą czarne dni, a przyjdą i to jeszcze wiele. Przypomnisz mi się Ty, wszyscy martwi przyjaciele
Słyszę ciszę, od zarania od witania i na końcu. I do tego pożegnania jakbym koczował na dworcu. I w staniu i w podróży i w miesiące w szybkim kroku. Za płotem w kałuży płonie słońce, potem tonie w mroku. Wciąż myślę o stracie, o tym że woda kapie. We mnie wciąż mieszkacie i śpicie na kanapie. To jest me przekleństwo, a jednak się śmieje. Bo nic was nie martwi, moi martwi przyjaciele.
Wciąż czuje jak światy, nieznane mi odchodzą. Myślę wciąż o końcu ludzi, którzy jutro się narodzą. Myślenie to kraty a naszło pewnej nocy. Nagle jak armaty wystrzeliło w pełnej mocy. Teraz niesie echo, słyszysz droga siostro? Jak za rogiem niedaleko te strachy me poniosło. Musze z tym się zmierzyć i zacząć oddychać. Każdy musi przeżyć czego oczy nie chcą czytać.
Zbuduje wam dom, w miejscu w którym nie ma nic. I będę jak ten dzwon nocami jak ćma w okna bić. I kiedy przyjdą czarne dni, a przyjdą i to jeszcze wiele Nic was już nie martwi, moi martwi przyjaciele
Gdy zapuka zwiastun zły, filiżanka z kawą pójdzie w pył Wilk obnaży kły i wgryzie mi się z całych sił. Uleci ze mnie duch, będę bosy z jedną nogą. Przeklinam swój słuch, głosy które spać nie mogą.
Zbuduje wam dom, w miejscu w którym nie ma nic. I będę jak ten dzwon nocami jak ćma w okna bić. A kiedy przyjdą czarne dni, a przyjdą i to jeszcze wiele. Przypomnisz mi się Ty, wszyscy martwi przyjaciele.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.