Ja od zawsze byłem zły Nie miewałem dobrych dni Ja od zawsze byłem zły Zawsze tak mówili mi Ja od zawsze byłem zły
Bo jak miałem osiem lat to zajebałem pierwszy baton I colę z lodówki ziom, bo było lato Nie minęła doba, widać ten styl mi się spodobał I rozjebałem szybę sklepu z poniesioną stratą Dziś wciąż chcę więcej, bo nic mnie nie boli Gdy na pocięte ręce wysypuję kilo soli Wokół na ogół mówią, że ten to paranoik A ja czekam na szansę by kogoś znów zapierdolić
Kto by pomyślał, studio to kiedyś była przystań Miałem patent na rap, szanse by to wykorzystać Umiałem powstrzymać się od tego gówna, utrzymać dystans Teraz znów to trzyma mnie, sprowadza na wykoleiska I znów budzę się i chcę patrzeć jak krew z niej tryska Z tej którą zgarnąłem wczoraj na spokojnie, nie w piskach Teraz dostanie coś za to, że z niczym się nie liczy Oprócz tego żeby klienta podliczyć, dziwka
Ja od zawsze byłem zły Nie miewałem dobrych dni Ja od zawsze byłem zły Zawsze tak mówili mi Ja od zawsze byłem zły
Gdy kończyłem podstawówkę już nie dało mi się pomóc Zamiast śnić o dużych cyckach, śniłem o pogrzebach ziomów Miałem swoje małe zoo, na ogródku z tyłu domu Pełne trupów zwierząt zajebanych po kryjomu Dzisiaj wciąż jest mi mało, a gdy przecinam ciało Nie czuję bólu, tylko wobec tego świata żałość Rodziny z portfeli płaczą, że się nie należało A ja uśmiecham się, bo wiem, że to będzie trwało
Kto by dał wiarę, rap dał spokoju lat parę Ręce nie drżały jak dawniej, gdy w nich mikrofon trzymałem Jak ten dystans, do tych spraw o których zapomniałem Jednak dziś mam znów powód by zabić stłumiony talent Ona dochodzi do siebie, wie że coś nie tak z ciałem Mówiłem, że lubię ostro i nie żartowałem Widzi, że jej krew mieni się jak brokat A kątem oka dostrzega ciała koleżanek, popatrz
Ja od zawsze byłem zły Nie miewałem dobrych dni Ja od zawsze byłem zły Zawsze tek mówili mi Ja od zawsze byłem zły
Gdzieś tak w połowie liceum rozkręciło się na dobre Uznałem, że to nie ja, ale ten świat ma ze mną problem Poczułem ulgę, choć powiesz, że to okropne Gdy obserwowałem pierwszy mojego autorstwa pogrzeb Dziś rano przypomniało to nawet mi się Gdy kawałkiem szkła uwalniałem schowaną pod skórą ciszę To dzieło, tak jak byś naświetlał na nowo kliszę Kiedyś będą się modlić o to byśmy w dzień spotkali się
A pomyśleć, że wszystko końca było blisko Kartki i mikrofon gasiły we mnie zła igrzysko Zacząłem potrzebować tego na co mówisz bliskość Z nadzieją w sercu, a w oczach z iskrą Ta iskra zgasła, ona gaśnie podobnie do niej Pewnie by mnie udusiła, gdyby jeszcze miała dłonie Patrzę tak na nią jak w pustce swego dechu tonie I mówię, że zostanie tu na zawsze, że to koniecTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.