Przeklinam kolejny dzień życia, gdy ekranu dotykam gnijąc w korkach Miejsca w których zazwyczaj na ulicach kipi korporacji orgazm Nie widać nas przez okna Okna, wiesz, ze szkła i stali Tacy jak ja i ty są nikim My to ci zbyt inni I ci zbyt mali Ich świat się przewlekle chwali tym Co wiecznie odpycha mnie od nich Stoję nieprzytomny, gdy masy wyścig mija mój popluty chodnik Podobni do siebie jak nigdy wcześniej Dwa tryby w tym miejskim bezsensie Miałem szczęście być tu i pisać Nie wiedząc nic z tego co dzisiaj Bogatsi najgorszych dzielnic Margines z amnezją na weekend Miałem być lepszy, ważniejszy Czymś się różnić grzebiąc się w tym syfie Życie; ulice maja plany Nie dają mapy Wszyscy mamy to samo w głowach Każdy z tym gdzie indziej trafi
Trzeba się nauczyć Oddychać na zapas Jak kleszcze /2x Przechowywać w płucach Do ostatniej chwili Powietrze /2x
Deszcz tnie jak jebniety już Trzecią godzinę ogarnia mnie wkurw Mam puls wyższy niż empatię I znane uczucie, ze znowu coś tracę Noc ich wypluła pod galop świtu Tyle lat każdy walczył o tytuł Matka ze wstydu by padła Nic bardziej nie oszukuje niż prawda Ruch znów mnie spowalnia Światła ostrzą sekundy Chcę biec z nimi za zapachem krwi Toczący pianę i dumny Spójrz w nich jak ja Gdybym tylko umiał coś nagrać Jak klony – każdy zniszczony Czasem ktoś, kto lepiej ogarnia Anarchia popycha mnie też tam Dziwne miejsca w najgorszą porę Zawsze chciałem normalność przestać Niczego się bardziej nie boję Biorąc swoje Zza szkła dla nich jestem jak nikt Miliony jest takich Muszę być jak oni, skoro muszę być
Trzeba się nauczyć Oddychać na zapas Jak kleszcze /2x Przechowywać w płucach Do ostatniej chwili Powietrze /2xTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.