Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu, choćby najbardziej pobieżnym, że się spotkali pan ten i pani w pociągu dalekobieżnym. Ona - na pozór - duży intelekt, on - może trochę mniej, ona z tych, co to pragną zbyt wiele, on szeptał jej:
„Za kim to, choć go wcześniej nie znałem, przez tłoczny peron się przepychałem? Za panią, bynajmniej, za panią! Przez kogo płonę i zbaczam z trasy, czyniąc dopłatę do pierwszej klasy? Przez panią, bynajmniej, przez panią! Byłem jak wagon na ślepym torze, pani zaś cichą stać mi się może przystanią, bynajmniej, przystanią... Mówię, jak czuję - mówię, jak muszę, gdzie pani każe - tam z chęcią ruszę za panią, bynajmniej, za panią…”
Ta pani tego pana niszczyła przez cztery stacje co najmniej, zwłaszcza złośliwie zaś wyszydziła użycie słowa "bynajmniej".
A on? On w końcu nie był zbyt tępy, cokolwiek przygasł, to fakt, ale ogromne zrobił postępy, mówiąc jej tak:
„Człowiek czasami serce otworzy. Kto go zrozumie? Kto mu pomoże? Nie pani, bynajmniej, nie pani! I kto, nie patrząc na tę zdania składnię, dojrzy, co człowiek ma w sercu na dnie? Nie pani, bynajmniej, nie pani! U pani, proszę pani, w życiu wszystko jest proste, myśli są trzeźwe, słowa są ostre i ranią… cholernie mnie ranią… I wiem, że jeśli szczęście dogonię, w cichej przystani się kiedyś schronię, to nie z panią… Bynajmniej nie z panią…
Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu, które jest prawie skończone, że gdy rozstali się ten pan z panią, szedłem powoli peronem. I wtedy tego, co się zatliło i uleciało gdzieś w dal, przez małą chwilę mi się zrobiło bynajmniej żal, bynajmniej żal, bynajmniej żal, żal.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.