Wobec bezkresu pustki i bezdni "Jak żebrak, karmiący szat swych robaczywość" W zgniliznę duszy mej zionę miazmatami W oparach tych brak zachęty Wyglądać poza odmęty Myśli zbłądzonych, skonałych I tak wciąż zatracony W zupełnym zapomnieniu Zgubiony we własnym cieniu Na własnej stypie tańczę Szatańskie Tango Sam na sam
Opowieść się sypie Wytarta księga klisz koszmarnych Pełna cierni po suszonych różach W niej wołam, błagam i konam O jeno wskazówkę wypraszam I koniec końców zdarza się że koniec końców znów Nastaje pewien koniec Bynajmniej nie cierpienia
Krępulcom nie ulegam Zakładam na siebie kaganiec Niby męczennik, Święty Wawrzyniec Bólu nie czuję już wcale I modlę się stale o deszcz Kwaśny i ciężki By zmył te złudzeń skarlałych resztki
W starej, zatęchłej piwnicy Nie gorzeje, lecz dogorywam I gorzej już być nie może Gdy nie ma już nic do ukrycia A murszejąca wola wciąż się tli W nieustannych rozwolnieniach Obejmę popielne jej resztki Łkając: "Śpij mój aniele!"
Samowstręt, samogwałt, samotność, ja sam I w kółko to samo Nie skończy się samo Nie samo Ja sam.
A gdy wzywa zepsucie Mym honorem jest wstręt!
Sam w siebie patrzę ze wstrętem.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.