Świat to nie neon, uwierz mi Chciałabyś śnić ze mną‚ ale zżera cię wstyd A mnie zżera to samo i odpowiedzi gasną I przykro mi‚ że piszę tak‚ bo kocham cię na zabój I gdy strzelam rymy w takt, to nie muszę mieć układu To co mam to powijam, myślę też co powinąłem Wtedy‚ kiedy nic nie miałem choć widziałem, że nadchodzi do mnie Okazało się jak zawsze, że to był kolejny problem Poznaje ludzi bo to żeby zapominać ich Czuję się jak w lesie gdy podbija kolejny dzik Ale nie ma problemu jak zwykle Bo to co chciał ode mnie było oczywiste Mała porozmawia ze mną i poczuję w duchu mnie też Nie spakuj moich uczuć nawet jeśli ma neseser Lubi komputery‚ ale nie spakuje w rara Tylko słowa w stronę rozjebują mnie jak punchline Na koncercie z wódą moje serce w obieg Jak skończę dwa dwieście siedem to pewnie jak Kurt Cobain Nie zadrapiesz mnie w moim locie śladami pantery Jemy w dinning roomie ale wchodzą tam rockmani To szkoleni samo się szmato dlatego to jak etiuda I żadna czcionka w befunk'u ci tego tak nie wyrówna Urodziłem się tylko po to by rozjebać rapgrę I dlatego patrzą na mnie jak do mety i po klamkę
Chce byś mogła wybrać mnie lecz masz swoje powody By nie stracić dla mnie dużo, lecz więcej nie zyskasz z tłoczni Wjedź we mnie jak w życie to wtedy pogadamy Zrobiłem chujową płytę, ale nigdy za hajs starych Zawsze chciałem żyć tak żeby pierdolić to wszystko Nigdy nie było mi wstyd za to jaka jest rzeczywistość Ludzie są różni, przyznajesz mi rację I my też jesteśmy różni chociaż wzorujesz się na mnie
Wziąłem cię na balet Ale po butach tańczysz mi Zmęczenie przyjdzie z czasem Tańczę rok, znużony szczyl Ty mnie nie rozpoznajesz? Kochanie chyba drwisz Gdybyśmy nie my w naszym życie to byśmy byli kim? Milczymy w taxie jak z Judie Foster Wzrokiem przycinam cię bo beczałaś do mnie Świat nie jest klawy i ciągną za klamki Ci którzy okazali się na to za słabi Nigdy przenigdy się nie zapierdole Choć każdego dnia mam dzień że chcę odejść I wieszam ręce ci bardziej na szyi Kiedy cie przytulam i kiedy się pierdolimy Jak mówię że znam świat to wiem że tylko na niby Moje życie nie jest wart wcale nic więcej niż innych A mimo to jak gram w to ja gram w to przez ego I paradoksalnie dążę do unicestwo tego czegoś Chce żebyś przyszła bardzo szybko mi jak blik blibk Nie będę się wypłacał żeby dzwonić po posiłki Jak wracam po pracy ma być obiad, nie śniadanie Nie no, żarty spierdalamy zamówiłem restauracje I jemy znowu na mieście, jestem w ciągłym biegu Proszę, trzymaj mnie za rękę, bo się wypierdolę Odjebałem gdzieś fuszerkę ale wziąłem te zielone Mam też trochę odłożone, nie będziemy pić za twoje Ale chlać za nasze i podjadę taką furę, że lebiegi Francję będą obkrążąć tak długo aż im pedał spadnie Przekleństwa w twoją stronę rzucam ciągle na psa urok bo się tułam Z twojej smyczy ale pierdoląc kaganiec Patrzysz na moją zgraje to jest wilczy taniec Każdy idzie swoją drogą ale żyje stadnie Ja nie wyje do księżyca, teraz wyje gdzie popadnie Choć nauczyłem się pływać, dla ciebie rozłożę żagle Wyżerasz wrzaskiem tlen w koło mnie Nie mowie hustler ale wiem co jest Robisz mi łaskę że coś piszesz nie Żadne kaganiec, mimo tego że latam jak pies Ja bym cie przyjął, ale nie potrafię przyjąć się Krople rozmyją Cię, więc dlaczego malujesz się Dlaczego kładziesz make-up, dlaczego kładziesz podkład Wolisz Lamara od Drake, nie znasz Tech N9ne i HopsaTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.