Popołudnie, upał, Spokojnie i ten tłok w środku. I to zapylenie, Zapylenie Prezbiterium. I tłok - nie od ludzi, Ale rzeźb, postaci, Figur Świętych, Biskupów, Pozłacańców. Tłok, tłum.
Tam na przedzie w głębi, W dole, od drzwi zapylenie, Prezbiterium narozstajne, No i Ołtarz. I fotele, trony, Nalepy, narzuty, Ciasno, łeb w łeb, Dodane, zebrane. Tłok, tłum.
Na posadzkach oberwane, Ocalałe, schronione. Tu zebrane w tłok, Z różnych miejsc już rąbniętych. Odpust wisiał, Katedralności zbiór, czy obiór. Sąd, Ostateczność. I to raz, dwa, W dwa, trzy dni.
Gazetka zawsze biegiem, Ktoś wpada, daje, te łapią, Ta przełapuje, ta dalej. Ta do Ołtarza, za świece. Tu Swen już ma w rękach w środku, Już otoczenie, oblepienie, bomba, Ta dosłowna - jako widomość: DZIŚ O GODZINIE ZOSTAŁA ZBOMBARDOWANA, DOSZCZĘTNIE KATEDRA.
Pamiętam to, Szło przez wszystkie, Filary, sienie, schody.