Wiele twierdzeń było, nazywano życie snem Z zaświatami jak wiadomo śmierć łączniczką jest Najważniejsze z pytań wielu, czy ja sam kto wie Ze snu tego, zwanym życiem, zdołam obudzić się? Czy wyręczy jednak ktoś stojący tuż nade mną W obecności min ponurych, albo uśmiechniętych? Czy ocknie mnie jasność, czy w płomieniach ciemność? Czy w żartach, czy poważnie palcami będę wytknięty?
Męczę się w głębinach Rozważań na temat Nadludzkich poczynań Bo nie dorastam Do wielkości Boskiego dzieła
Dokonywanie w rozmowach mózgowych zabiegów Jak złożoność różańca, tych pytań dziesiątki Choć na wątpliwości stoję rwącym brzegu W odpowiedzi jego nie chciałbym zwątpić Fizyczne zmęczenie nie równa się wcale Psychicznej udręce egzystencjalnej Nie z sobą, lecz w sobie walczmy o wiarę Bo wiele wysiłku i tak już poszło na marne
Męczę się…
Obłęd bacznie stanął w kwiecie swego wieku W ludzkich słabościach kaduk rośnie w siłę Legiony chochlików atakuje z szeregów Wiem, bo o duszę sam się z nimi biłem Przeżyłem… Przeżyłem, by jeszcze oszaleć A życie sen ten, zwany koszmarem Owinął me ciało i ciągnie w nieznane Doznaję podwójnie na ten świat zesłanie Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|