Przed północą naraz pogorszył się mój stan. Poprzez niepokój pozyskałem płacz. Nie wiem, dlaczego? Ale, tak mam poniekąd że zwykle nie spłynie mi ani jedna łza.
Po pierwszej nocno-porannej godzinie w zamyśle realnie się wspiąć najdalej od smutku w psychicznej nizinie głowę do chmur wychylić w radości skutku.
Mam obawę śmierci depresję od narodzin! Zaszczytną żyję chwilą! Choć w głowie świat mi wierci za siebie chcę uchodzić. Taką postawę wobec życia przyjąć.
Szósta rano – pora wisielców. Tasuje myśli, rozstawiam uczucia. Dzwonek trójka na trójce sercu. Trzecią kartę los na te dwie mi rzuca.
Kabel od lampy tak słodko chciałby na pożegnanie uścisnąć mą szyję. O trzeciej wyłączyło mi się spanie lecz wytrwałem i żyję!
Mam obawę śmierci...
Chciałbym być szaleńcem (ja wiem, nikt mi nie broni) gdy słyszę te ptaki za oknem ich rozmowy wcześnie poranne uwodzą powoli, gdy otwieram oczy i już bym pewnie nago szczęśliwy chciał tak wybiec do nich choćbym nie wiadomo jak wytargany był przez oblicze nocy… Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|