Nieprawdą jest, że piłem w portowej szynkowni. Kłamałem, kiedym mówił, że Bóg na mnie woła. Nie szedłem nigdy nocą w blasku smolnych głowni I nie spotkałem nigdy diabła, ni anioła.
Kochać długo, zbyt silnie nie jest w mojej mocy. Nienawidzić nie umiem – przyznaję otwarcie. Nie przepłakałem nigdy jeszcze całej nocy, Ani życia na jednej nie stawiałem karcie.
Nigdy nie miałem w ręku kielicha z goryczą I nikt do serca prosto mi nie wbijał noża, Lecz zasłuchany w słowa melodię zwodniczą Zabłądziłem w pustynne dalekie bezdroża.
Opętany przez życie, życiem zachłyśnięty, Niebiosa wiążę z ziemią kłamliwymi słowy I dźwigam ciężar wielki. Wielki, chłodny daleki, Daleki, jak Krzyż Południowy.
Płomienie wzruszeń skryłem pod powieką, Komuż się z moich spowiadać miłości? Każdy dzień teraźniejszy, jak kamienne wieko, Zamyka serce zżarte od żałości.
Podążać w twym orszaku już nie jestem skory, Poezjo, któraś biegła uskrzydloną nogą, Zagłuszyły cię wartko dzwoniące motory, Nie zdąży za Blériotem iść błękitną drogą.
Odtrącam ciebie dzisiaj, odtrącam śmiało, Jak kwiat zwiędły, co stracił zapach słodki, Świat wybudować - więcej to, niż składać zwrotki, I słowo zmienić, słowo zmienić wreszcie w żywą krew.
I ciało. I oto mną znów wstrząsa słowo i sylaba, Rozkoszą mnie upaja ten bluźnierczy dotyk, O, śpiewać, śpiewać o czymkolwiek, Aż pieśń moja słaba zwycięży mnie.
Zwycięży mnie, pochłonie jak gorzki narkotyk, I opętany, żądzą miłości niesyty, Krwi zagłady... krwi zagłady! Ostatni pragnę zawrzeć ślub.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.