Jak Maratończyk kończę bieg, długą wędrówkę, po bezdrożach, przede mną jeszcze góry cień, wejście na szczyt w ciężkich nogach.
Zmęczone są już moje oczy, od tego wciąż patrzenia w górę, tak chciałbym w końcu raz zobaczyć, bezmiar błękitu z jego cudem.
Tam, na bezkresnym nieboskłonie, stoi na skale wieża natchnienia, obłok tęsknoty - wiersz w koronie, moja nadzieja - akt schronienia.
Mimo zmęczenia, mimo mozołu, podążam do niej - wchodzę na górę, dotykam nieba - skromnie, pomału, chwytam się skały - w samą porę.
Ref.: Skryję się w twierdzy, na wyniosłych włościach i tam zamieszkam, na jej wysokościach. będę oglądał, przez otwarte okna, słońca zachody i wschody - bez końca.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.