Wczoraj przyszła do mnie jedna Mówiąc, że ją źle traktuję I jak pan mnie nie pokocha To się - mówi - otruję
I do stóp mi się rzuciła Ogarnięta bólu szałem A że zawsze jestem szczery, Więc jej tak odpowiedziałem:
A ja pani nie pokocham... A ja pani nie pokocham...
Ona na to łap siekierę I się na mnie z furią rzuca Ja za stołek i za tasak Ona wali, a ja kucam.
Ona zbliża się powoli, Nagle bierze zamach wielki, Jak nic zaraz mnie zabije, Straszne są te wielbicielki
A ja pani nie pokocham Drę się do niej spod fotela. Ona wali, stołek pryska, Wazon w rękę i naciera.
Dziewczę - krzyczę - nie trać głowy Toż to wazon pamiątkowy!
Ona głucha na me słowa Ryp wazonem o podłogę, A ja trzęsąc się jak w febrze Spod fotela dałem nogę.
Już w drugim siedzę pokoju Już się mam barykadować Ale jeszcze w wąską szparę Krzyczę do niej prawdy słowa:
A ja pani nie pokocham Niech się pani uspokoi, Takiej ładnej dziewczynie Gniewać się nie przystoi...
Kochajże mnie! - ona na to I jebut we drzwi łopatą.
Niech się pani opanuje, Bo zaczynam się w tym gubić, Może jutro, a na razie Już zaczynam panią lubić.
Niech mi pani żyć pozwoli, A ja pani obiecuję, Że się jutro pobierzemy, Już się w pani zakochuję.
A ja pana tak kocham - Ona na to mi wyje - I ledwie wyszedłem Hop z ręcami mnie na szyję...
Nawet już nie protestuję, A ona furt mnie całuje.
Nagle drzwi się otworzyły, Powiał wicher poprzez okno I zanim się obejrzałem Już dziewczynę hen wymiotło.
Mnie z opresji wyratował Silny wiatru powiew zbawczy. Miałem szczęście, a co z panem? Też pan cierpi, panie Krawczyk? Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|