Wystawiam głowę w plener, fryzurą bujnie targa wiatr zmian Godzi tak wolność słowa, bo bezsensownie rzucałem że jestem sam Prąd rzuca we mnie nieznane, na ślepo wpadam w ten wir Znając sytuacje każdy z boku może stwierdzić, że jestem świr Wertuję daty od rychłego końca, a powód się dalej się nie zmienia Odliczanie dni od kalandarza, który nie chce zmienić właściciela
Rozsiewam panikę, spodziewam się długich i donośnych braw Za kogo się uważam, i dlaczego bez przerwy męcę swój staw? Wyprawiam się na drogę, dalej mówią że muszę przez to przejść Bywam zbyt ograniczony, dalej nie wiem z czym to trzeba jeść Nie mam tempa na pędy, wszystko chcę naprawić w biegu Marzenia ściętej głowy, tkwię pod grubą warstwą śniegu
Zbyt wiele oczekiwań, moja głowa obraca się szybciej niż Ziemia Wszystkie strony do siebie ciągną, nie mam nic do powiedzenia Frustracja narasta, chciałbym widzieć w ludziach więcej ciepła Naiwność w dobrym akcie pewnie mnie wypchnie do piekła Palę się do zmian, ale każda wychodzi raczej od niechcenia Pozostało mi uśmiechać się, gdy wielkie ego je docenia Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|