Wychodzę! Kurwa nie chcę widzieć już tych wspomnień, tracę rozsądek ,znowu mam to wszystko w głowie. To jest chore. Ziomom mówię, że już wszystko dobrze, nie oglądam naszych zdjęć wszyscy wiedzą, ze to postęp. W jednej chwili stałem dla niej się potworem, chyba sama przeczuwałaś, że już dłużej tak nie mogę. Litry wódy dziś rozpierdalam o ścianę, to już nie te czasy bym nachlany pisał swój testament. Pierdolę tych ziomali tanie szmaty, kurwy, zapijaczone mordy sukom nie ma o czym mówić. Ktoś nie może się pozbierać, szuka rad. Też tu widzę swoje życie i też tu zostałem sam. W głośnikach cisza choć nie czuję tu napięcia, chyba jest mi obojętne gdzie dziś jesteś moja piękna. Twój bohater gra w tej scenie psychopatę bo jak czegoś wciąż nie widzę to już nie jest to normalne. Mieliśmy namalować sobie świat od nowa, na życia płótnie gdzieś kłótnie pochować. Wciąż próbować uchować przed smutkiem, to co przez wódkę wciąż wpadało w studnię. Bez dna, bez dna kurwa nie chciałem przegrać. Przestań, przestań sama mnie pchałaś w ten bezmiar. To kres nasz kres nasz, a nie przeznaczenie upadam jak sens w nas, jak krew na scenie. Żegnaj! Dobrze wiesz jak to rani, cały ten hardkor w bani dałem taktom do granic mych. Tacy sami jak wczoraj jak jutro, pora już usnąć. Mówi się trudno bo późno już a łzy się cisną do oczu. Więc upadam jak one abyś mogła to poczuć. Cisza w oku jak pieprzony knedel Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|