Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie, O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie. Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania Stał się dla nich powodem do nagłego rozstania.
Nie widzieli się potem z czyjejś woli i winy, A czas ciągle upływał - bezpowrotny, jedyny. A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Pod jaworem - dwa łóżka, pod jaworem - dwa cienie, Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie. I pomarli oboje, bez pieszczoty, bez grzechu, Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu.
Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie, I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie! Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą, Ale miłość umarła, już miłości nie było.
I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga, By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga. Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata By powrócić na ziemię - lecz nie było już świata. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|