Przy robocie, na klepisku Zaniemogło coś matczysko Potem, czując się niezdrowa Odezwała się w te słowa: - Olaboga śmierć mi grozi Zaraz włożę kożuch kozi Wlezę na piec, będę siedzieć Aż mi kożuch zacznie śmierdzieć
Olaboga matka chora Wlazła na piec, ojca woła: - Ojciec, co to za choroba Że mi się tak trzęsie noga?
Ale ojciec nie zmiarkował Co to będzie za choroba A dzieciska z głodu piszczą Więc powiada tak matczysko: - Naści ojciec parę groszy Biegaj kupić dzieciom kaszy Ale ojciec ladajaki Kupił dzieciom funt tabaki - Mata dzieci, zażywajta Większa to od kaszy frajda Dzieci zrazu zażywały Potem z głodu pozmierały
Widzi matka z dziećmi kwita Wyciągnęła też kopyta - Żarty ciebie się trzymają - Powiedziała umierając
Ojciec trapił się, frasował Długo nie mógł odżałować Że nie zdążył ubezpieczyć Ani żony, ani dzieci
CODA: Pomysł całkiem niesłychany zwłaszcza w czasach pańszczyźnianych. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.