Miała skórę gładszą niż jedwab Najpiękniejszą w całem Jedwabnem Kiedy Wrzesień zagrzmiał nad Polską Lat jej było zaledwie dwanaście Nazywała się Ryfka Goldberg Ojciec mówił do niej — Ryfunia Kiedy przyszli czerwoni mołojce W białostockiem nastała komuna
Maleńki jest rynek w Jedwabnem Kościółek i synagoga W sobotę albo w niedzielę Ludzie się modlą do Boga Lecz w czas wojny Bóg jest zajęty Czy to Jahwe czy Bóg chrześcijan Zbyt jest zajęty by wejrzeć W duszę Polaka czy Żyda
Potem Niemiec czerwonych przepędził Aż pod Moskwę tankami zajechał I w Jedwabnem zaczęły się rzeczy Których lepiej by było zaniechać Ryfkę Goldberg już prawie dorosłą Zapędzili na rynek sąsiedzi Tysiąc Żydków stłoczyli jak bydło Ku uciesze pijanej gawiedzi
Bo maleńki jest rynek w Jedwabnem Kościółek i synagoga W sobotę albo w niedzielę Ludzie się modlą do Boga...
Gdy część Żydków skwierczała w stodole Bo nie dało się wszystkich tam upchać Wzięli Ryfkę chłopaki na pole I gwałcili — normalnie i w usta Ona szybko pobladła jak chusta I umarła od polskiej siekiery Odrąbali jej główkę prześliczną, I zagrali nią w nogę na miedzy
Nie byłem na rynku w Jedwabnem Ale śnią mi się w nocnych koszmarach Smutne oczy jak czarny antracyt I odmawiam kadisz nieskładnie I błagam: Wybacz! Przepraszam! Choć wiem jak jest trudno wybaczyć... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|