Stanął w słońcu nasz wielki dom. Dom, który ponoć dawniej jaśniał tylko kiedy płonął. A że płonął często, jak mało co przed nim, to regularnie było tutaj „lux in tenebris"; [ łac. „światło w ciemnościach"]; (średnik!) zwykle przez iskrę jedną dom stawał w ogniu, a wraz z nim ci co byli wewnątrz. Bo mimo, że tlen im znacznie drożał, nie mieli zwyczaju stąd wiać przez pożar. Dziś trudno o pożaru choć ślad, bo od paru już lat nasz dom całkiem zarósł i brak tu żaru, co tak chętnie kiedyś, z braku lepszych perspektyw, stawiał w ogniu obiekty. Dziś energii mniejszy utraty stopień. I poznikały jakoś wszystkie kraty z okien. I tylko czemu to nie działa jak balsam? Dom się zmienił, problem jest w jego mieszkańcach.
Stanął w słońcu nasz wielki dom. Od dawna nie grozi nam pożar. Kiedy nic się nie pali, to nic tu po nas. [x2]
Jest coś na rzeczy panie Jacku. Nie chcieliście stąd wiać, my nie chcemy trwać tu. Może brak spójności temu staremu bractwu albo nie mamy tego, co tylko ogień nam dać mógł? Może na ognioodporność prawdziwą każe nam patrzeć krzywo przyrodzona genów zapalczywość? Może tylko tam już ogień pozostał, gdy na rusztach łóżek rozgadana beztroska? I smutno mieni się trud polemik, kiedy tak trudno zmienić, w coś produktywnego, ten głód płomieni. Za krótko trening trwał by ustalić, że w tym domu pożar już raczej nie wypali. Uciekamy stąd struci, jakby. Gdziekolwiek nas nie rzuci być chwilę i, na ogół, wrócić. Czas nauczyć się na pamięć, że nasz wielki dom już nie stoi w ogniu i długo nie stanie.
Stanął w słońcu nasz wielki dom. Od dawna nie grozi nam pożar. Kiedy nic się nie pali, to nic tu po nas. [x2]Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.