Znowu męczy mnie deprecha, Na stole nowa krecha. Mówili będzie pięknie, ale kurwa coś tu nie gra. Mówili weź się ratuj zanim będzie za późno, Ale ja wiem, że póki żyję to mogę zrobić wszystko. Mogę rozbić się jak Ikar i pozbierać do kupy. Olać te śmieszne Lompy, kluby, dupy, I szybkie życie nocą! Wychodziłem wieczorem i wracałem nad ranem, a po rocznej tułaczce witałem ze szpitalem się. Nie mogłem odnaleźć się… Zrozumiałem, że już jest naprawdę źle.
Blizny na mych dłoniach, smutek zawarty w oczach, zatkane zatoki i spuchnięty nochal. Szczęście widziałem tylko po paru prochach, i może w Twoich oczach, tych najpiękniejszych oczach, gdy mówiłem, że Cie kocham. Świat mieliśmy u stóp, pełen czerwonych róż.
Życie, szara codzienność, dla jednych raj, a dla drugich piekło, ale wiesz co, to życie… masz tylko jedno.
Jesienna zawierucha, ja ciągle gonie z buta tutaj, chociaż wiesz to już nie te same płuca, i już chyba nie te lata, ale wciąż widzisz gówniarza kiedy gadasz ze mną mała. Nie dla mnie biała flaga, więc podnoszę się do walki. Znam wzloty i upadki, znam twarde i smak trawki. Życie krzyczało „lot”, organy dzisiaj „stop”. Byliśmy dzieciakami, którzy chłonęli sort. Dziś dwa zero na karku a ja ciągle szukam taktu. W tym pojebanym świecie pędzimy za czymś bratku, ale chciałbyś przecież uciec, zwolnić, zatrzymać się na chwilę, albo jebnąć tym wszystkim i trafić czarną bilę!
Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|