W południe, w niedzielę, zaraz po kościele, kiedy bajecznie błyszczy świątecznie lakier świeżych włosów, suną niewinne stada rodzinne do teściów na rosół.
Samochód - duży fiat, co z tego, że już grat, ty jego nie miniesz gdy środkiem popłynie, na twojej trąbki znak. Jeszcze pokaże Ci fuck.
A potem w ogrodzie stół i rosół z własnych kur. I można nareszcie napić się z teściem kieliszek jeden, dwa... Bo to jest niedziela.
I nawet mamuśka stara się być miła, wachlując się biustem dolewa Ci tłuste, bo na nią naszła chęć, by tłustym był i zięć.
A po połówkach dwóch maszyny idą w ruch. Mężowie kochani mówią na bani: Ziszczą się twoje sny, dzisiaj prowadzisz ty!
Wieczorem w niedzielę, po sutym rosole, ze strachem w oku, z mężem przy boku, co znów prowadzić ma chęć, jadą niebogi. Ty ustąp drogi, bo wtedy mijasz śmierć. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|