I znów trzasnęły za nim drzwi A mnie jak bicz na wskroś do krwi Jak gdyby nóż mi wbito w bok Z zazdrości mi zzieleniał wzrok
Nim jeszcze zbiegł po schodach w dól Przez chwilę jakby gumę żuł I poszedł zaraz, bez dwóch zdań Jak w dym do którejś ze swych pań Ten drań
Też powie, jakby chciał i mógł Świat cały rzucić jej do nóg Naobiecuje jej ten gbur Brylantów, nurków złotych wór
I będzie pod nim wiła się Jęczała i cieszyła się Nie wiedząc jeszcze, co wiem ja Że kopnie ją któregoś dnia Ten drań
Mam już tej telewizji dość Nie miłość we mnie gra, lecz złość W pasjansach też mi cały czas Wychodzi ten pikowy as
Nie będę już, cholerę w bok, Kociątkiem, które kwili w mrok Nie będę płakać, będę gryźć Panterę tu zastanie dziś Ten drań
Gdy rano przyjdzie jak ten rzęch Nie wiedząc, jak mi rani węch Jej pudru oraz łóżka woń Pogodnie się uśmiechnę doń
I kiedy kawy zechce znów Ja mu zaparzę ją bez słów I tylko powstrzymując śmiech Trucizny wsypię, żeby zdechł Ten drań
Zaparzę, podam, proszę pij Zdechnij draniu, leż i gnij Lecz nim upije pierwszy łyk Wytrącę mu ją z rąk i w krzyk
I w szloch i w płacz, wyznanie, szok No cóż, niech sobie skacze w bok A ja przeżutej gumy glon Do buta lgnący tam gdzie on Ten drańTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.