Przecieram oczy jak jedno z przeźroczy Próbując opuścić gromadę niemocy Choć krótkowzroczny to wybiegam myślą Daleko poza przeszłość i przyszłość
Tkwię zawieszony w okowach przestworzy Jak satelita zdolny tylko by krążyć Wokół stabilnego punktu odniesienia I choć krążę to jakbym sam nie miał krążenia
Przez dysze zapchanych pyłem arterii Rejestruję niski poziom energii moje położenie - na orbicie wokół pustki jakbym był próżnią, a nie był wewnątrz próżni
Doświadczam nowego rodzaju grawitacji To ściąga mnie do siebie siła stagnacji Nawigator do stacji - podaję koordynaty Spisałem je, choć spisano mnie na straty
Jebana Droga Mleczna to broń obosieczna Tułaczka w niej odwieczna, choć wizja to bajeczna Że w rozlanej kropli mleka mieści się upadek człowieka Jako spadek przodków z zapomnianych planet
Ludzie lubią łączyć się w Dysona rój Wtedy zmieniam się w hermetyczny słój Bo rodzi to dysonans pomiędzy metaświatem A fizycznie tworzy wewnątrz mnie krater
Ze światem barter więc oddaje cząstki siebie Za stabilny kurs po rozgwieżdżonym niebie Jestem jak apostata, co przestał wierzyć w tlen Doba jak noc polarna a więc Carpe Diem
Jedynym przyjacielem został stos atomowy Który mruczy na dobranoc jądrowe kołysanki Dociera do mnie tylko szum radiowy zamiast mowy Ale czym mogą martwić się ludzie martwi?
Składam na pół kartki i przebijam je ołówkiem Składam przestrzeń wpół z różnym skutkiem Bo sam sobie jestem zakrzywiony- elipsoida Houston mamy problem- brak oznak życia
Pożerając skutku i przyczyny logikę Staję się zakładnikiem doktryn Chaosu Co do chodzą do głosu poprzez strun teorie Urządzając orgie na zwłokach WszechświataTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.