Gdy zasypiam to sen zapada we mnie Ta zapaść to przepaść bezdenna diabelnie Bezczelnie hipnagog układa się na bok Widziadłoń na ustach kładzień i noc
Uciekam w zmysłyszenie - martwój Uprawiam przejęzyczenie - здраствуй Księżycałun jasnocy w rui roi rój głębi Znowu jest w znowiu, w pustni, nie pełni
Nikt warty u źródeł Warty melancholii Krzepnę na krze krzesząc w jej toni Tony melatoniny, by zwołać sny na gon Niech trą się i mnożą, pokryją jak glon
Ja zbiorę plon z plomb, które gubi fiord Ord i kohort, snów nadzianych Na ząb czasu
Niedługo znów nadejdzie niegodzień Ranek - od ranienia się na wschodzie A potem pokotem wzejdą popozłudnia Diabłanoc, nie czekaj jutra!
Gdy zamykam ślipia, wypadają zęby Chwiejątrzą się w dziąsłach, kładą jak zręby Wywróżę z nich przeszłość, gdzie i którędy Wektorbiel mnie dusinieję w polu lawendy-
-wan kwietny jak klechdy, które włóczędzy tułacze i zbiegi okoliczności tuczą na Ślęży, gdzie ślęczą i pasą półpaśćce Pastwią pastwiska, wzywają wyzwiska
O matce siedmiu potężnych synów Pierwszy huragan wietrzy bałagan snów Słyszę sów pohukiwanie, płaczarowanie Serc się w życiemności ciszamotanie
Zegarów minutykanie zorzą się pasteli To nie wina słońca czy cieni To wina nicieni!
Niedługo znów nadejdzie niegodzień Ranek - od raznienia się na wschodzie A potem pokotem wzejdą popozłudnia Diabłanoc, nie czekaj jutra!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.